Czas z wielkimi i malutkimi dźwiękami

Czas z wielkimi i malutkimi dźwiękami

Zakończył się improwizacyjny tryptyk „Partytury uważności” Ilony Trybuły, na który składały się spektakle poświęcone rozmaitym obserwacjom, wrażeniom i tematom. W cyklu tym powstały „Piękno jak powietrze”, „Choreografie codzienności” oraz „Wszystko co jest, wydarza się teraz”. Pierwszy z tych spektakli pokazywany był we wrześniu na tegorocznym festiwalu Ciało/Umysł w sali z ograniczoną liczbą widzów, a ostatni w grudniu w finale „Centralnej Sceny Tańca” w zamkniętym teatrze bez widzów (03.12.2020).

Niezwykłym doświadczeniem było obserwować czwórkę performerów i muzyka występującego w Mazowieckim Instytucie Kultury przed pustą widownią, bo tutejsza sala jest ogromna i ma aż 250 miejsc. Cisza, jaka panowała przy oglądaniu „Wszystko co jest, wydarza się teraz” była naprawdę przejmująca, nic nie tłumiło dźwięków – zarówno tych z instrumentów, jak i tych, które „wytwarzali” tancerze. Słychać było ich kroki, oddechy, szepty, mruknięcia, westchnięcia, słowa, nawet te wypowiadane bardzo cicho czy pisknięcia gumowej podłogi pod ich stopami. To nadawało swoisty rytm i idealnie wpisywało się w temat choreografii Trybuły.

Wszystko co jest, wydarza się teraz – jest niemal nic, pusta widownia, scena obstawiona kamerami i świat cyfrowy, gdzieś tam daleko poza tą salą… Nic więc dziwnego, że Paweł Grala rozpoczął ten spektakl od krótkiego monologu o swoich odczuciach – najpierw własnych, sensualnych, że czuje ten charakterystyczny w teatrze zapach drobinek kurzu rozgrzanego przez reflektory teatralne ale nie wie, czy tam przed ekranami (niejako „po drugiej stronie lustra”) ktokolwiek w ogóle jest. A jeśli jest – to, co widzi.

W rzeczy samej artyści podczas występu nie mają przecież ani świadomości, z której kamery są aktualnie filmowani, nie wiedzą czy w czasie rzeczywistym grają dla kogoś czy też może w totalną pustkę, nie wiedzą w jaki sposób transmisja jest montowana ani nawet tego, czy ona w ogóle trwa, bo może np. została przerwana…

Początek Grali był nie tylko symbolem tego stanu niewiedzy, ale także dojmującym wyznaniem osamotnienia artystów. Szczególnie artystów związanych ze sztukami teatralnymi – aktorów, performerów czy tancerzy, dla których bezpośredni kontakt z publicznością jest tak ważny. A w tańcu improwizowanym ważny szczególnie – widać to było podczas wrześniowego pokazu „Piękno jak powietrze”, podczas którego to publiczność swoją reakcją wpłynęła na rozbudowę i kształt jednej ze scen…

Cała uwaga czwórki wykonawców – Aleksandry Bożek- Muszyńskiej, Agaty Jędrzejczak, Pawła Grali i Oscara Mafy – skierowana była na chwilę bieżącą, tą, w jakiej aktualnie się znajdowaliśmy i czas, który przecież już nigdy więcej się nie powtórzy. Został on dobrze wykorzystany, tak, jakby był czasem ostatnim, kluczowym, mogącym zadecydować o całej przyszłości lub jej braku. Tancerze odkryli przed sobą (przed nami) całą paletę emocji. Sceny czułe przeradzały się w sekwencje odkrywania siebie, jakieś słowne i ruchowe „narady”, wzajemną obserwację i czerpanie z niej własnych inspiracji. Świetnie sprawdziła się w tym Agata Jędrzejczak!

Wzajemne inspiracje widać było też np. wtedy, gdy po agresywnej scenie z rzuceniem krzesłem, nastąpiło ukojnie i całkowita zmiana perspektywy – Bożek-Muszyńska „wpasowała się” w przewrócone białe krzesło i leżąc na ziemi do stojących nad nią towarzyszy wyznała, że z jej perspektywy to przecież ona siedzi, a to oni leżą. Takie i inne zaskakujące spostrzeżenia czy decyzje wprowadzały do tego spektaklu mnóstwo „życia”, kreacja tworzona była bez ścisłej struktury, na luzie, z humorem, zrozumieniem. Obserwując to na żywo dobrze to było czuć.

A jak było przed ekranem? To ciekawe, bo także miałam okazję to zobaczyć. Spektakl zagrany na finał Centralnej Sceny Tańca 2020 był bowiem pierwszym, który tego samego dnia obejrzałam dwukrotnie – najpierw w zamkniętym teatrze i pół godziny później przed ekranem komputera, bo zarejestrowana transmisja na żywo była dostępna w sieci przez kilka godzin.

W wersji cyfrowej „Wszystko co jest, wydarza się teraz” było nieco inne. Nie słychać było dobrze kluczowego monologu rozpoczynającego pokaz ani też wielu drobnych dźwięków, które w teatrze robiły tak niesamowite wrażenie, za to muzyka grana na scenie na żywo brzmiała świetnie – prawdopodobnie nawet w stereo. Przekazywany obraz był niezwykle naturalny (brawo!), ale reżyser montażu nie wytrzymywał w niektórych scenach i miksował je zbyt dynamicznie, co uniemożliwiało zrozumienie tego, co się dzieje między bohaterami. Wspominam o tym, bo problemy montażu na żywo są obecne w zasadzie u wszystkich organizatorów tanecznych pokazów online. Reżyserzy/montażyści obrazu popisują się w nich swoimi umiejętnościami nie rozumiejąc, że teatr tańca w filmowym obrazie powinien przypominać raczej teatr, a nie telewizyjny teledysk taneczny.

Cyfrowa transmisja choreografii Ilony Trybuły miała nieco większą dynamikę, niż ta obserwowana w sali. To nic złego – różniło się to jednak od wrażeń, jakie odebraliby widzowie, gdyby mogli przyjść do teatru. Jeszcze będzie kiedyś ku temu okazja, prawda?

I na koniec, jeszcze coś. Kiedy zgasły ostatnie światła – artyści ukłonili się przed kamerami w absolutnej ciszy, przed rzędami pustych krzeseł, których państwo nie widzieli na transmisji… ale, gdy relacja online się zakończyła, w teatrze rozległy się brawa. Klaskały cztery osoby. W imieniu wszystkich widzów.

Niezwykła chwila. Niezwykły spektakl. Niezwykła muzyka. Niezwykły czas. Wszystko co było, wydarzało się wtedy.

Sandra Wilk, Strona Tańca

„Wszystko co jest, wydarza się teraz”, koncepcja i choreografia: Ilona Trybuła, taniec: Aleksandra Bożek- Muszyńska, Agata Jędrzejczak, Paweł Grala, Oscar Mafa, muzyka: Michał Górczyński, Adam Świtała, Centralna Scena Tańca – odsłona grudniowa, organizator: Fundacja Artystyczna PERFORM, nagranie wideo w Mazowieckim Instytucie Kultury, pokaz online: 03.13.2020