Tego jabłonie jeszcze nie widziały

Tego jabłonie jeszcze nie widziały
Występ Sady Hanasaki w ramach projektu „Jiutamai w Ogrodzie Pomologicznym” był ściśle związany z kwitnieniem jabłoni i był od nich ściśle uzależniony, bo w założeniu spektakl miał być hołdem oddanym tym drzewo, a jednocześnie pośrednio nawiązaniem do święta japońskich kwitnących wiśni. Widzowie Komuny/Warszawa przez kilka tygodni śledzili rozwój pączków na drzewach znajdujących się w maleńkim ogrodzie przy siedzibie teatru. Tych kilka drzew to jedyna pozostałość po przedwojennym eksperymencie botanicznym w formie miejskiego 10-hektarowego ogrodu-sadu, który niestety został niemal całkowicie zniszczony podczas powstania warszawskiego.

Termin pokazu Hanasaki kilkukrotnie przesuwano, bo… wszyscy czekali na kwiatki. A gdy jedyne ocalałe po II wojnie światowej jabłonie z Ogrodu Pomologicznego wreszcie zakwitły, organizatorzy musieli rozwiązać kluczową kwestię, tym razem pandemiczną, bo zgodnie z rozporządzeniem rządu spektakle plenerowe z publicznością będą mogły odbywać w Polsce dopiero po 15 maja, a pierwsze kwiaty na owocowych drzewach pojawiły się w weekend 8/9 maja… Problem rozwiązano nietypowo – 12 maja widzowie obejrzeli sztukę tradycyjnego japońskiego tańca stojąc na ulicznym chodniku, za ogrodzeniem z siatki otaczającą Komunę/Warszawa, a jedynie media zostały wpuszczone przed „scenę”…

Wśród kwitnących jabłoni, tych, które jako jedyne przetrwały zagładę, Sada Hanasaki zatańczyła „Kanegamisaki” – mistyczną opowieść o porachunkach z zaświatów. To był taniec demona, który przybrawszy postać pięknej dziewczyny przybył na ziemię, aby dokonać zemsty na niewiernym kochanku.

Ruch Sady Hanasaki, utrzymany w formie tradycyjnych opowieści muzyczno-tanecznych jiutamai przekazywanych przez kobiety z pokolenia na pokolenie, był delikatny, spokojny, oszczędny w ekspresji (jak wiele innych stylów teatralnych, tanecznych czy walki wywodzących się z Japonii), ale nie zwykle precyzyjny. I choć ten język ciała jest niełatwy do odczytania dla europejskiego widza to wyraźnie czuć było niezwykle mocne napięcie w opowiadanej historii. Piękna dziewczyna przybywa, kusi, spogląda w górę – tam skąd przybywa i dokąd idzie, a za wszystkie narzędzia (w tym narzędzie zbrodni) posłuży jej złoty wachlarz. A świadkami całego tego nietypowego misterium, które po prostu musi się dokonać, są nieme drzewa, jednocześnie żywe i martwe [jabłonie są częściowo uschnięte – przyp.].

Spektakl, który rozgrywał się w Ogrodzie Pomologicznym także był zawieszony między realnością i nierealnością, wolnością i niewolą, bliskością i oddaleniem, więc nawet ogrodzenie dzielące artystkę i publiczność miało tutaj swoją symboliczną rolę. A całość – piękny ruch i jego otoczenie – mimo ponurości swej historii przynosiła wielkie ukojenie.

Po zakończeniu tańca Sada Hanasaki ukłoniła się nie tylko widzom, ale także i jabłoniom, bo to dla nich było to wszystko. To w ich imieniu było to wszystko. Dla ich „ducha” to się wydarzyło. W pełnym słońcu, a później także o jego zachodzie – drugi pokaz zaplanowano bowiem na wieczór, by spiąć całą historię „Kanegamisaki” w klamrę przemijania, powtarzalnego cyklu, od którego nie ma ratunku ani ucieczki.

To był mój pierwszy pokaz tańca jiutamai. Chętnie obejrzę kolejne, by stać się częścią przekazywanych z ust do ust, z uszu do uszu i z oczu do oczu opowieści kobiet, tak drobnych, że nigdy nie trafiły do wielkiej historii, ale kolejne generacje walczą o to, by nigdy nie zostały zapomniane. I nawet jeśli niektóre z nich to bajki, to warto poświęcać im uwagę. To jest niezwykła tradycja, głos minionego świata, który na nowo ożywa w XXI wieku.

Sandra Wilk, Strona Tańca

* Sada Hanasaki to nowe nazwisko sceniczne Hany Umedy, nadane jej po ukończeniu szkoły Hanasaki-ryu prowadzonej przez Tokijyo Hanasaki.

„Kanegamisaki” Sada Hanasaki, taniec jiutamai: Sada Hanasaki, muzyka jiuta: Kikuo Yuji, scenografia i widownia: jabłonie z Ogrodu Pomologicznego Komuny/Warszawa, projekt: „Jiutamai w Ogrodzie Pomologicznym”, Komuna/Warszawa, premiera: 12.05.2021