Z kraju do kraju (Kino Tańca Online - Głos mniejszości)

Z kraju do kraju (Kino Tańca Online - Głos mniejszości)

Konsekwentnie realizowany przez Fundację Artystyczną PERFORM cykl „Kino Tańca”, który już chyba pozostanie projektem online, w 5. edycji poświęcono tematowi głosu mniejszości i migracji. Kolejny raz ta inicjatywa wpisuje się w bieżące wydarzenia społeczno-polityczne, jakie możemy obserwować w Polsce, a oglądanie wybranego zestawu filmów wymaga coraz większej uwagi i coraz głębszego wejrzenia w emocje, przemyślenia i działania (bądź w ich brak). Szczególnie, że edycja m.in. o migracji emitowana jest w środku kryzysu migracyjnego na granicy polsko-białoruskiej (a np. edycja poświęcona prawom kobiet odbyła się w czasie okresowego wygaszenia największych w historii ulicznych protestów).

Podczas prezentacji „Kina Tańca, vol 5” z artystycznym spojrzeniem tancerzy na ucieczki z ojczyzn polskie media obiegła informacja o 38-letniej kurdyjskiej kobiecie, która wielokrotnie była wywożona przez Straż Graniczną na tzw. „linię granicy” (czyli gdzieś do lasu), będąc w zaawansowanej ciąży. W listopadzie 2021 r. ponownie odnaleziono ją w Polsce, tuż po poronieniu martwego od miesiąca płodu. Kurdyjka trafiła do szpitala w Hajnówce, wycieńczona, odwodniona, wychłodzona, w stanie skrajnej hipotermii, a po niemal miesięcznej walce lekarzy o jej życie – zmarła, osierocając piątkę dzieci. W tym kontekście obejrzenie filmów o ludziach, którym się udało, było szczególnie trudne i budziło pytania dlaczego dochodzi do takiej nierównomierności, że jedni migranci otrzymują szansę na nowe życie i własne kariery, a inni… zamarzają w lesie.

Dwa z filmów zaproponowanych w grudniowym cyklu były szczególnie interesujące – zarówno w opowiadanych historiach, jak i ich artystycznym, filmowo-tanecznym ujęciu.

Pierwszym był francuski film z 2021 roku „Roseau (Reed)” w reżyserii Anny Alexandre i choreografii Adeline Lefièvre, które zaproponowały trzy odrębne historie o wędrówce migracyjnej. Wędrówce obarczonej nie tylko trudnymi decyzjami, ryzykiem, lękiem ale też  wolą asymilacji w nowym społeczeństwie.

„Roseau (Reed)” otwiera opowieść 25-letniego mężczyzny Raya pochodzącego z Sudanu, który opuścił swój kraj mając niecałe 10 lat. Trafił do ogarniętej wojną Libii, gdzie przez kilka lat mieszkał u lokalnej rodziny, później spędził trzy dni na łodzi, która dowiozła go do Włoch, następnie Raya dotarł do Francji, skąd ostatecznie nie udało mu się już dostać do Wielkiej Brytanii. Anna Alexandre prezentuje tę drogę w sposób niezwykle plastyczny – mamy tu symbolicznie zakreślone dzieciństwo, ujęcia z wody i spod wody, kamerę patrzącą z bliska na drżenie wychłodzonego ciała, które ktoś wyciąga na brzeg. Na lądzie tancerze przedzierają się przez dorodne łany zbóż, idą skrają grani, uderzają patyczkami w skały, jakby grali na bębnach. To niczym dalekie, zacierające się już wspomnienie. Jedna z ostatnich scen tej części, w której bohaterowie krążą na małym obszarze ograniczonym wysokim ogrodzeniem zbudowanym z trzciny, przywodzi na myśl tradycyjne afrykańskie wioski. Raya stoi tu w środku, bez ruchu, a cały ten maleńki świat krąży dookoła, niezwracając na niego żadnej uwagi. Wstrząsające i piękna zarazem impresja o podjętym ryzyku, niebezpieczeństwie i nieodwracalnych stratach…

Kolejną część, w której wypowiada się Albana – migrantka z Albanii, reżyserka obrazuje ucieczką przez pole kukurydzy. Kobieta w koszulce z nadrukowaną flagą Albanii biegnie próbując dotrzeć do bezpiecznego miejsca. Goni ją grupa postaci w białych strojach z czarnymi skrzydłami. Wreszcie, któryś ze ściągających, łapie ją za szyję i w ułamku sekundy zabiera ją brutalnie sprzed naszych oczu. W tle słyszymy poruszające słowa tej kobiety „Zmarłam wiele razy w środku życia. Byłam żywa tylko z wyglądu, poruszałam się oddychałam, ale wewnątrz byłam martwa, przygnieciona murami wzniesionymi przez zakazy i spojrzenia innych, które były dla ciebie ważniejsze od mojej wolności”.

Trzecia z historii została zanonimizowana – jest opowiadana przez kobietę, która zaczęła nowy etap swojego życia we Francji, ale nie dostała szansy na asymilację. Nie wiemy skąd uciekła, choć odważnie opowiada o swojej ojczyźnie, i o przebywających w jej lasach handlarzach ludźmi czy handlarzach narkotyków. O morderstwach, uprowadzeniach, zatrudnianiu nieletnich. Mówi nie tylko o tym, także o swoim własnym cierpieniu po śmierci mamy i niszczycielskich odczuciach braku perspektyw, jakie przeżywa w nowym domu. W domu, gdzie jej doświadczenie i umiejętności nie mają dla nikogo znaczenia, podczas gdy ona po prostu chce pracować, uczyć się i wnosić coś dla społeczeństwa. Otrzymać nie tylko nowe życie, ale móc stać się pełnoprawną obywatelką. „Nie chcę żyć we Francji na zasiłku. Nie. Chcę mieć szansę zacząć wszystko od nowa”.

„Roseau (Reed)” to udana produkcja na poziomie reżyserskim, koncepcyjnym, wykonawczym i realizacyjnym. Pełna przepięknych zdjęć, mocnych wyznań i klarownie pokazanych tragedii migrantów, którzy są odrzucani przez nowe społeczeństwa, nad czym niemal w ogóle się nie zastanawiamy.

Drugim niezwykłym tytułem „Kina Tańca, vol 5” był film wyprodukowany w Libanie (2019) „Dance Is My Gun” w reżyserii Marco Bollingera i choreografii Ahmada Chaabana. Tu na ekranie widzimy i słyszymy tu samego Ahmada Chabaana – klasycznie wyszkolonego tancerza baletowego i syryjskiego uchodźcę, który w jakiejś opuszczonej fabryce tańczy i opowiada nam swoją migracyjną historię.

Dynamicznie skomponowany, pięknie wykonany, ruch wzmaga tu siłę wspomnień o wojnie. Mieszkający obecnie w Bejrucie (Libia) artysta mówi nam z pasją o tańcu, jak o rodzaju emanacji wolności osobistej, ale także jak o ekspresji buntu, pragnień, żądań pokoju, rodzaju oporu przeciwko zabijaniu ludzi. Chaabanowi – tancerzowi z syryjskim paszportem – odmawia się wizy. Nie może podróżować i występować w innych krajach. Opisuje więc swoją sytuację porównując ją do pobytu w więzieniu. Wspomina też ojczystą Syrię, gdzie  nie ma tylko wojny, ale też i piękno, np. w sztuce działają artyści, aktorzy, tancerze, mówi o kraju z uczuciem, i z pragnieniem wolności dla niej. Kończy swój występ słowami: „Walczę dla Syrii moim tańcem, a nie moim pistoletem. To taniec jest moją bronią”.

Do programu wybrano także „Olhar Migrante” (reż. Ana Baer i Julia Ziviani). To wizualnie niepokojące impresje o ucieczce, bólu i umieraniu, w którym człowieka przerzuca się ponad głową, jak torby podróżne; w którym stacja kolejowa staje się symbolem nadziei, a klatka schodowa tymczasowym domem, gdzie cała (nowa?) rodzina przytula się do siebie. Nietypowy artystyczny komentarz Baer z USA i Ziviani z Brazylii o ogólnoświatowym kryzysie humanitarnym.

Z kolei „En la Tierra” w reżyserii Gabriela Maty zaoferowało z jednej strony ukłon w stronę artystów BIPoC (Black, Indigenous, People of Color) doświadczających dyskryminacji z powodu koloru swojej skóry, z drugiej zaś opowieść o emigracji, tęsknocie i zmianach. Tytuł tej pracy oznacza „Na tej ziemi”, a jedną z inspiracji było meksykańskie przysłowie „Próbowali nas pogrzebać, nie wiedzieli, że byliśmy nasionami”. I w myśl tego powiedzenia Mata dzieli się z nami swoimi wspomnieniami, elementami rodzimej kultury, które przenosi na nowy, amerykański grunt, gdzie aktualnie żyje i tworzy. Jego opowieść skupia się na niewielkiej przestrzeni, jaką tancerz miał w swym meksykańskim domu, a którego powierzchnia nie była większa od typowych amerykańskich garderób czy szaf. Gabriel Mata opowiada (po angielsku i po hiszpańsku) o swojej nauce ruchu, o rodzinie, o używaniu ciała, głosu. Poznajemy jego przeszłość i obserwujemy decyzje o wykonaniu kolejnych kroków w stronę przyszłości. „Na tej ziemi urodziłem się od nowa, i stoję tu i widzę ślady swoich stóp” – mówi w ciekawej, ale nieco za długiej i mało uniwersalnej – z polskiej perspektywy –  propozycji. Przecież żyjąc w homogenicznej etnicznie bańce, de facto nie znamy nawet pojęcia BIPoC i skali dyskryminacji „ludzi kolorów”, w tym dyskryminacji emigrantów ze strony innych emigrantów.

Wśród zagranicznych prezentacje „Kina Tańca, vol 5” był jeszcze film „Uprooted” (reżyseria Rosely Conz i Stephany Slaughter) – projekt wykorzystujący taniec współczesny i działania site-specific. Autorki postanowiły opowiedzieć w nim o problemach migracji i wysiedlenia poprzez połączenie ruchu z woskiem i jego usuwaniem z ciała. Temat uzupełniały historie imigrantów mieszkających w środkowym Michigan w USA stanowiące ścieżkę dźwiękową „Uprooted”, ale mimo ciekawych obrazów z rozciąganym czy lanym świeżym woskiem to koncepcja całości tej produkcji wydaje się nieco wydumana i chyba zbyt metaforyczna.

Cały program cyklu, który widzowie mogli zobaczyć online w dniach 2-5 grudnia 2021 r.,  finalizowała emisja polskiego filmu „EDGE”, w reżyserii Pauliny Święcańskiej i w choreografii Thierry’ego Vergera. To jedna z dwóch prac całego zestawu „Kina Tańca, vol. 5”, w której możemy zobaczyć więcej tańca (w opozycji do performance’u czy działań site-specific). I choć temat wiodący filmu Święcańskiej dotyczy raczej ogólnie pojmowanych praw człowieka, ze wskazaniem na prawa kobiet i prawa osób LGBT+, niż najbardziej palącej obecnie kwestii migracji to i tak warto zwrócić uwagę na tę produkcję.

„EDGE” nakręcono w 2020 roku (premiera: 2021), w okresie dużych protestów proaborcyjnych i głośnych działań aktywistycznych w obronie dyskryminowanej mniejszości nieheteronormatywnej. Obrazy związane z tymi tematami, przeplatane kontekstem pandemii koronawirusa SARS-CoV-2, przewijają się tutaj w tle wielowątkowej historii o relacji dwojga ludzi balansujących na krawędzi. Relacji trudnej, burzliwej, rozciągającej się od samotności, przez miłość, aż do przemocy i syndromu sztokholmskiego.

„EDGE” ma wiele kluczy interpretacyjnych, a zakończenie zostawiono wyobraźni widzów – bohaterowie po prostu schodzą z ławki, na której namalowano napis „Nie urodzę wam dzidzi”… Obraz według pomysłu i koncepcji Pauliny Święcańskiej ma zmienne nastroje, a taniec w technice Modal Undergound, w którym specjalizuje się Thierry Verger, pokazywany jest tutaj z wielu perspektyw (także z lotu ptaka) i w wielu przestrzeniach (zamkniętych i otwartych). Werwy całości dodają mocne sceny, np. w windzie, w łazience, nie sposób też nie ulec klimatowi samotności w przekonująco realizowanych sekwencjach nad Wisłą. W „EDGE” udało się pokazać obecny czas przełomu – społecznego szoku w efekcie pandemii i indywidualnej, mozolnej walki o prawa człowieka.  

Sandra Wilk, Strona Tańca

Kino Tańca, vol 5 - Migracje, organizator: Fundacja Artystyczna PERFORM, kurator: Regina Lissowska-Postaremczak, pokaz online: 01-05.12.2021