W drodze

W drodze
„Odyseja” w choreografii Tomasza Ciesielskiego w samym swoim założeniu angażuje publiczność. Nie dość, że rozgrywa się w różnych miejscach dworca kolejowego (prawdziwego dworca, a nie jego erzacu na scenie), to jeszcze każdy z widzów otrzymuje specjalny nadajnik, dzięki któremu przez słuchawki słyszy warstwę dźwiękową przygotowaną do tego performance. Przypadkowi podróżni też mogą patrzeć i prowadzić swoją „podróż w podróży”, ale to z pewnością zupełnie inna wędrówka.
 
Było coś fascynującego w tej roli „człowieka w drodze”, jaką nam przypisano – ale było to uczucie ponure, bo w czasach pandemii nasze przemieszczanie się zostało przecież bardzo ograniczone (o zamkniętych granicach nawet nie wspominając), a przebywając wraz z nieznanymi osobami na dworcu serce dodatkowo drżało o własne bezpieczeństwo tej podróży. Ta zewnętrzna sytuacja, ten kontekst pomógł – jak sądzę – twórcom spektaklu w osiągnięciu zamierzonego efektu teatralnego. Widzowie nie podchodzili do tancerzy, trzymali się od nich w wielometrowej odległości i w wielu momentach stali się żywym parawanem chroniących ich przed innymi. Wszyscy wykonawcy się sprawdzili, choć najbardziej podobała mi się dynamika, wręcz akrobatyczna, Natalii Kladziwy – dobrze się sprawdzała w tym „kawałku świata” pełnym ludzi, którzy wcale do teatru nie przyszli.
 
Historia, jaką widzieliśmy była dosyć nielinearna, jak rozproszone puzzle, które trzeba samemu poukładać, w kolejności tylko przez nas wybranej. Bo to od widzów zależało, którą z postaci akurat obserwuje, pod jakim kątem i z jakiej odległości. W jakiej przestrzeni przebywa – ogląda przez szyby czy woli wchodzić do kolejnych pomieszczeń. W którą część spektaklu najmocniej się angażuje.
 
Było w czym wybierać, bo aktorzy pokazali nam całą paletę scen z życia – od młodzieńczej radości, afirmacji piękna tak silnej, że aż butnej, przez samotną walkę w otartej i ograniczonej wąskimi ścianami przestrzeni, bitkę w hali dworcowej o bagaż, aż po uwolnienie i coś w rodzaju „śmierci” w bezruchu na otwartym peronie dworca.
Szkoda, że „Odyseja” dosyć mgliście, jeśli w ogóle (?), odnosiła się do homerowskiej opowieści o podróży Odyseusza, bo przecież wątek syreniego śpiewu czy zamienienia Odyseusza przez Atenę w żebraka, aż się prosił o pokazanie właśnie na dworcu, właśnie w tym czasie, gdy stoimy u progu tragedii i zakładamy realne (choć nie tylko) maski. Ale być może twórcom bardziej zależało na optymistycznym wydźwięku w swojej interpretacji „Odysei”.
 
Dobrze za to zagrały odniesienia do konceptu filmu Kubricka („2001: Odyseja kosmiczna”) – zarówno jeśli chodzi o estetykę ruchu, jak i przestrzeni dobranej do muzyki i ruchu. Te konotacje można było dostrzec choćby już tylko dzięki samemu wysyłaniu sygnału do widzów [vide: sygnały w kierunku Jowisza – przyp.], a skończywszy na przejściu przez bramę „pełną gwiazd”. To był jeden z najsilniejszych elementów spektaklu, finał naszej podróży ku starości (przemianie?), gdy idziemy zaniedbanym betonowym tunelem, by wspinać się w tempie aż do zadyszki na otwarty peron, gdzie powitał nas nie tylko zmrok [spektakl rozpoczął się za dnia – przyp.], ale i dziesiątki świateł kolejowych tworzących niesamowite linie, układy i „konstelacje”, a nad tym wszystkim niebo…
 
Finałowa scena była skromna, krótka, esencjonalna, a zakończyła się wjazdem nowoczesnego pociągu na stację. Udana symbolika.
 
Sandra Wilk, Strona Tańca
 
„Odyseja” Tomasz Ciesielski, choreografia Tomasz Ciesielski (z zespołem), taniec: Natalia „Sarna” Kladziwa, Oscar Mafa, Paweł Urbanowicz, muzyka: Sean Palmer, Kuba Pałys, kostiumy: Damian Kretschmer, produkcja: Joanna Stasina, pokaz: Dworzec Warszawa Wschodnia, 16. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania 2020, 10.10.2020