Cała na biało

Cała na biało
Tematyka nowego spektaklu Marty Ziółek spowodowała moje szczególne zainteresowanie, bo jako aktywistka obywatelska przez ostatnie cztery i pół roku widziałam na ulicach polskich miast wiele protestów, wiele performance’ów realizowanych przez kobiety, samorodne aktywistki walki o prawa kobiet, praw do swojej podmiotowości i praw do wolności. Widziałam owe „samonarodziny” kobiet, o jakich wspomina performerka w „Krwi i księżycu” na żywo, wtedy, gdy pełne obaw (ale i gniewu!) zabierały na ulicy głos – po raz pierwszy publicznie. Gdy w wielkich, ale przede wszystkim w małych miastach, stawały się liderkami aktywizmu i walki dla swojej społeczności. Widziałam, jak stają oko w oko z funkcjonariuszami aparatu państwa, jak rzucają wyzwanie hierarchom opresyjnego, polskiego Kościoła Katolickiego. Jak są targane i gazowane przez policję, jak stają przed sądami choćby za użycie megafonu. Jak są wyzywane od ku*ew, feminazistek, morderczyń i tych, co „kijem by nawet nie dotknął” czy tych co podczas wojny „traktowało się ogoleniem głowy”. Ale też to, jak są dla polityków „tematem zastępczym”, jak są pouczane, że „nie teraz”, „nie tak”, „nie tym językiem” czy „nie przed wyborami”.

Bardzo doceniam, że Marta Ziółek także czuła potrzebę publicznego wypowiedzenia się na aktualne tematy społeczne za pomocą swojego performance’u. Niezwykle podobał mi się dopracowany, iście posągowy w swej bieli, kostium. Posągowy także dlatego, że Ziółek niemal się nie poruszała. Prawdopodobnie inne ruchy niż ramion, dłoni, mięśni brzucha, twarzy, a zwłaszcza ust powodowałyby ryzyko, że ów piękny kostium się rozchyli i odsłoni nagie piersi. Stała więc performerka niemal nieruchomo i wydawała z siebie różne dźwięki, nad którymi nie całkiem panowała. Starałam się podeprzeć opisem spektaklu, ale pozostała mi po tym tylko konstatacja, że każdy artysta ma przecież prawo do własnej ekspresji.

Od początku niepokoił mnie stojący nieopodal mikrofon przy, a jakże – białej, mównicy. Nie spodziewałam się jednak, że zajmie on cały drugi akt. Marta Ziółek stanęła przed nim z kartką i mówiła. Swój manifest… Dobrze, że mówiła. Być może był to głos osoby przebudzonej z nieświadomości tego, co się dzieje w Polsce od wielu lat, w każdym razie dla mnie tak brzmiał. Być może był skierowany do ludzi, którzy zanurzeni w artyzmie przeżywania siebie, metafizycznych uniesieniach, nie wiedzą co się dzieje wokół i zrobi na nich piorunujące, orzeźwiające wrażenie. Być może do takich osób łatwiej trafi opowieść o czarownicach i o tym, że jesteśmy potomkiniami tych niespalonych, niż opowieść o obecnych, kulturowych i prawnych stosach.

Może w tej scenicznej historii o czarownicach w płomieniach nie jest w ogóle potrzebna wiedza, kto był tego ognia inicjatorem i prowodyrem i jest do tej pory, do teraz (za to ważny jest „samoporód” czarownicy i to, jak cudowną jest kobietą).

Nie dowiedziałam się z tego mówionego manifestu, dlaczego on w ogóle powstał. Ani po co, poza wyrażeniem poparcia dla Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Z całym szacunkiem uczestniczenie w czwartym, czy ósmym dniu strajku jest chwalebne, ale… ale o co chodzi?  O jakiś „wyrok” jakiegoś „trybunału”? Serio? Można aż tak spłycić prawa człowieka?

Martwi mnie, że artyści teatru ruchu i teatru tańca nie znajdują środków wyrazu, żeby manifestować swoim językiem, muszą sięgać po słowa, którymi nie potrafią się posługiwać. Słuchałam setek wypowiedzi kobiet na demonstracjach, które porywały do działania, które wzbudzały emocje czy to własnym świadectwem, czy to opowieścią o stanie państwa, walącą pięścią między oczy. Nie były to artystki, tylko wkurzone kobiety, takie jak my. I wspomnę tu jeden z bardziej poruszających mnie ulicznych performance’ów – sznur ubranych na czarno kobiet niosących przez kilometry centrum Warszawy symboliczną trumnę i tabliczki z żeńskimi imionami i datami urodzin i śmierci, gdy ludzie z tego konduktu żałobnego doszli do mikrofonu, czytali z nich: Anna, lat 28, zadźgana przez męża nożem, Justyna, lat 42, po kilkunastu latach katowania przez partnera popełniła samobójstwo, Basia, lat 20, zgwałcona i uduszona przez partnera. I tak przez pół godziny – dziesiątki imion, prawdziwych historii udokumentowanych przez Centrum Praw Kobiet. W tym pochodzie szły podopieczne CPK, te, które realnie doznały przemocy domowej, jeszcze żywe. To był prosty i dosłowny performance, ale jakże poruszający, uświadamiający, budzący. I jakże ODWAŻNY.

Tamten pochód zapamiętam do końca życia. A spektakl „Krew i księżyc” nie zostawił we mnie nic prócz irytacji wielkiego niewykorzystania szansy.

Odpowiadając z góry na ewentualne zarzuty, że być może odbieram artystom tą recenzją podejmowanie aktualnych politycznie tematów albo śmiałość w wypowiedziach o bieżących wydarzeniach, o polityce – powiem, że jeśli tak się stanie – to nie są artystami, bo tym nigdy nie brakuje śmiałości. Ci najwięksi wręcz słyną z odwagi.

Ja proszę tylko, żeby swoją sztuką nas – widzów – inspirowali, wywoływali refleksje, wstrząsy albo chociaż dostarczali zachwycających wrażeń wizualnych… Jeśli chcą skutecznie i wiarygodnie komentować – niech poznają dokładnie wybrany temat, bo tylko dzięki temu można wydobyć z niego to, co nieoczywiste lub np. podbić bęben oczywistości. Tak, jak odrzucanie reguł wymaga ich znajomości, a to dzięki takiej wiedzy powstał przecież taniec współczesny.

Jest jednak jeden pozytyw wynikający z tego gadania, zamiast tańca/ruchu – Marta Ziółek przytoczyła jeden czy dwa wersy z „Twojej władzy” Chóru Czarownic, która rzeczywiście stała się niemal hymnem, i która jest rzeczywistym manifestem wywrzeszczanym na dziesiątkach manifestacji. Ów utwór powstał na początku 2017 roku, tak, proszę państwa – ponad trzy lata temu…

Przypomnę teraz słowa tego muzycznego manifestu w całości, aby wszyscy wiedzieli o co chodzi: „Twoja władza, twoja wina / moja wina, moja kara. / W twoich rękach jest mój świat / masz mnie w garści milion lat. / Popatrz na mnie, w oczy prosto / jestem twoją matką, siostrą, / jestem twoją córką, żoną / stoję z głową podniesioną. / Milion z nas tak teraz stoi, żadna z nas się już nie boi. / Milion z nas tak teraz stoi, żadna z nas się już nie boi. / Stoję krzyczę, stoję krzyczę. / Stoję krzyczę, stoję krzyczę. / Stoję krzyczę, stoję krzyczę. / Stoję krzyczę, stoję krzyczę. / Milion nas tak teraz stoi / żadna z nas się już nie boi / potężniejsza niż myślałeś / oddaj wszystko, co zabrałeś. / Twoja wina! Twoja wina! Twoja bardzo wielka wina!”. [„Twoja władza” Chór Czarownic, słowa: Malina Prześluga, kompozycja: Zbyszek Łowżył, Patryk Lichota, link do nagrania: https://www.youtube.com/watch?v=UCYH3O_e9DI].

Mocne, nieprawdaż? Niestety nie mogę zacytować ruchu, który towarzyszył tym słowom (za każdym razem –  zarówno w nagraniach, jak i podczas jego śpiewania czy odtwarzania na demonstracjach ulicznych), ale mogę powiedzieć, że było go milion razy więcej, niż podczas listopadowego pokazu „Krwi i księżyca”.

Ewa Borguńska (Brygada Tańca)

Recenzja napisana w ramach projektu Brygada Tańca, organizowanego przez Centrum Teatru i Tańca z partnerstwem Strony Tańca.

„Krew i księżyc” Marta Ziółek, Warszawski Przegląd Tańca, organizator: Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, rejestracja wideo w Garnizonie Sztuki, pokaz online: 21.11.2020