Schodzi na manowce nasze życie społeczne, gdzie – w jakiś nieczuły, wręcz okrutny sposób – każde przytulenie czy dotknięcie ciała stało się tematem tabu. Obecnie doszły do tego ograniczenia pandemiczne i nagle przytulanie, nie tylko publiczne, ale nawet rodzinne jest rzadkie. Jedynym wyjątkiem jest… sport. Nikogo przecież nie dziwi, ani nie oburza wtulanie się w siebie zawodników po zdobyciu medali, bo takie okazywanie radości czy euforii ma po prostu nasze przyzwolenie, nawet w dobie koronawirusa.
Ostatnio oglądając zmagania pływaków synchronicznych na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio kończące się żarliwym uściskiem męskich ciał, zrozumiałam jak bardzo ubogie pod względem cielesności stało się nasze życie, życie, w którym nie ma miejsca na prostą, nieseksualną bliskość. Przy czym największy problem, jak sądzę, dotyczy młodych mężczyzn, którzy wychodząc z okresu przytulania przez babcie czy mamy zostają brutalnie pozbawieni więzi i dotyku. Dotyku, który na linii mężczyzna-mężczyzna w zasadzie został zarezerwowany głównie dla bohaterów sportowych aren.
Sądzę, że właśnie to, przynajmniej częściowo, mieli na myśli twórcy i wykonawcy „Bromance”, skoro Michał Przybyła i Dominik Więcek rozpoczęli swoje przedstawienie od długiej sekwencji zapasów. Kogóż bowiem może dziwić czy oburzać siłowanie się na macie dwóch zawodników? [Zastanawiam się, jaka część widowni, słysząc w absolutnej ciemności stękania, jęki, uderzenia miała skojarzenia seksualne? Kto wyobrażał sobie gwałt, przemoc lub seks? – przyp.]. Skoro trenujemy to możemy się dotykać, obejmować i możemy to robić w pełnym świetle, mamy usprawiedliwienie…
Ale im dłużej trwał spektakl tym bardziej wkraczaliśmy w głębszą jego warstwę. Całkiem udanym ćwiczeniom sportowym towarzyszył bowiem głos z offu beznamiętnie wyliczający podstawowe zasady przyjaźni. Niektóre wzbudzały śmiech widowni, zwłaszcza w kontraście z obserwowanymi zmaganiami na macie. Atmosfera powoli zaczęła się zagęszczać, bo na światło dziennie wyszły wzajemne żale, skrywane konflikty między partnerami. Jednak frustracja, którą wywoływały, wciąż rozładowywana była w walce sportowej, niedoprowadzając do zaognienia relacji, czy wręcz do zniszczenia przyjaźni.
Nagle coś pęka. Pod skórą dorosłych mężczyzn są skrzywdzeni chłopcy. Skrzywdzeni przez ojców bardziej lub mniej świadomie. Uderzyła we mnie boleśnie sceniczna wyliczanka: tata na wycieczce, tata w Grecji, tata w parku, tata łowi ryby, tata na demonstracji antyszczepionkowej… Jakbyśmy oglądali zdjęcia, na których jest tylko ojciec, ważne momenty w jego życiu, ale nie ma wśród nich miejsca dla syna. Chłopiec nigdy nie został przytulony ani fizycznie, ani mentalnie. Nigdy się z tatą nie zaprzyjaźnił. Tata nie jest autorytetem ani przyjacielem. Nic ich nie łączy, istnieje tylko poczucie żalu i odrzucenia u syna, który będąc już dorosłym nadal oczekuje akceptacji, kryjącej się choćby tylko w męskim przytuleniu przez ojca.
Scena pisania listu do taty, listu czytanego później przez przypadkowo wybranego widza, któremu drżał głos w trakcie czytania, pokazała jak bardzo wszyscy nosimy w sobie poczucie niezrozumienia czy odepchnięcia. Bo – jak po spektaklu mówili performerzy, problem może dotyczyć każdego z nas: synów i córki, jeśli nie zostali zaakceptowani.
Ale wracając do choreografii, w pewnej chwili, w potoku pełnej żalu opowieści, padają słowa: „jestem gejem i już nie mam domu”…
Ostatnio ukazało się wiele publikacji dotyczących braku akceptacji homoseksualizmu dzieci przez rodziców. Wstrząsające, jak bardzo przesiąknięci religijną ideologią i zaściankową tradycją są ludzie, którzy wyrzucają z domu i z rodziny nieheteronormatywnych nastolatków. Ten wątek nie był dominujący w „Bromance”, ale bardzo silny akcent postawiono tutaj na brak akceptacji powodującej utratę poczucia własnej wartości, poczucia bezpieczeństwa.
Opowieści Michała Przybyły i Dominika Więcka brzmiały tak wiarygodnie, że po spektaklu jedna z oglądających wprost zadała im pytanie, na ile to, co widzieliśmy było autobiograficzne… Ale to nie była autobiografia, lecz skupienie w soczewce przyczyn, dla których chłopcom coraz trudniej stać się dorosłymi mężczyznami na podobieństwo swych ojców, bo ci stracili autorytet, zajmują się sobą, odrzucają synów gejów, nie tworzą z nimi więzi.
Niedawno czytałam, że mężczyźni tworzą grupy, niezwiązane z ich orientacją czy w ogóle z seksem, to grupy mężczyzn, którzy zrozumieli, że dla równowagi psychicznej potrzebują dotyku drugiego człowieka bez podtekstów seksualnych, bez konsekwencji, bo ten dotyk daje im więcej, niż wszelkie terapie. To jest właśnie bromans – emocjonalna, nieseksualna relacja pomiędzy dwoma lub więcej mężczyznami, głębsza i bardziej intymna, niż przyjaźń. Pokazać tańcem, ruchem tak złożony problem to mistrzostwo. A zwłaszcza pokazać to tak, żeby wzbudzić w widzach jednocześnie podziw dla performerów, jak też wzruszenie poruszonym tematem. Zarówno Więcek jak i Przybyła wywiązali się z tego zadania znakomicie.
Największe wrażenie zrobiła na mnie ostatnia część spektaklu: tango. Piękne, zachwycające. Oczywiście można zobaczyć w tym taniec dwóch gejów, ale byłoby to moim zdaniem duże uproszczenie. To był wspaniały taniec dwojga ludzi, których płeć jest zupełnie drugorzędna, nieistotna. Dwie osoby w cudownym zespoleniu wykonujące tango, będące symbolem zbliżenia partnerów przy jednoczesnym zachowaniu granic okazywania seksualności. Kipiący erotyzmem, a zarazem wolny od niego. Całość dopełniła gra na akordeonie Przemka Degórskiego.
Nie ukrywam, że tango w „Bromance” wzruszyło mnie do łez. Bardzo chciałabym, aby dwóch mężczyzn mogło wyjść na dowolnie wybrany parkiet i tak po prostu, zwyczajnie, zatańczyć razem tango. I żeby nikt nie zastanawiał się, czy są gejami czy nie. Chciałabym, po prostu, żeby każdy mógł tańczyć tango z kim chce, z kimś sobie najbliższym.
Elżbieta Bisch, Brygada Tańca 2021
Recenzja napisana w ramach projektu Brygada Tańca, organizowanego przez Centrum Teatru i Tańca z partnerstwem Strony Tańca.
„Bromance” Michał Przybyła i Dominik Więcek, koncepcja, reżyseria, choreografia i wykonanie: Michał Przybyła, Dominik Więcek, opieka dramaturgiczna: Anna Królica, . muzyka: Przemek Degórski, premiera: 05.10.2018, pokaz w ramach: 17. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania, Centrum Teatru i Tańca, 24.07.2021
Ostatnio oglądając zmagania pływaków synchronicznych na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio kończące się żarliwym uściskiem męskich ciał, zrozumiałam jak bardzo ubogie pod względem cielesności stało się nasze życie, życie, w którym nie ma miejsca na prostą, nieseksualną bliskość. Przy czym największy problem, jak sądzę, dotyczy młodych mężczyzn, którzy wychodząc z okresu przytulania przez babcie czy mamy zostają brutalnie pozbawieni więzi i dotyku. Dotyku, który na linii mężczyzna-mężczyzna w zasadzie został zarezerwowany głównie dla bohaterów sportowych aren.
Sądzę, że właśnie to, przynajmniej częściowo, mieli na myśli twórcy i wykonawcy „Bromance”, skoro Michał Przybyła i Dominik Więcek rozpoczęli swoje przedstawienie od długiej sekwencji zapasów. Kogóż bowiem może dziwić czy oburzać siłowanie się na macie dwóch zawodników? [Zastanawiam się, jaka część widowni, słysząc w absolutnej ciemności stękania, jęki, uderzenia miała skojarzenia seksualne? Kto wyobrażał sobie gwałt, przemoc lub seks? – przyp.]. Skoro trenujemy to możemy się dotykać, obejmować i możemy to robić w pełnym świetle, mamy usprawiedliwienie…
Ale im dłużej trwał spektakl tym bardziej wkraczaliśmy w głębszą jego warstwę. Całkiem udanym ćwiczeniom sportowym towarzyszył bowiem głos z offu beznamiętnie wyliczający podstawowe zasady przyjaźni. Niektóre wzbudzały śmiech widowni, zwłaszcza w kontraście z obserwowanymi zmaganiami na macie. Atmosfera powoli zaczęła się zagęszczać, bo na światło dziennie wyszły wzajemne żale, skrywane konflikty między partnerami. Jednak frustracja, którą wywoływały, wciąż rozładowywana była w walce sportowej, niedoprowadzając do zaognienia relacji, czy wręcz do zniszczenia przyjaźni.
Nagle coś pęka. Pod skórą dorosłych mężczyzn są skrzywdzeni chłopcy. Skrzywdzeni przez ojców bardziej lub mniej świadomie. Uderzyła we mnie boleśnie sceniczna wyliczanka: tata na wycieczce, tata w Grecji, tata w parku, tata łowi ryby, tata na demonstracji antyszczepionkowej… Jakbyśmy oglądali zdjęcia, na których jest tylko ojciec, ważne momenty w jego życiu, ale nie ma wśród nich miejsca dla syna. Chłopiec nigdy nie został przytulony ani fizycznie, ani mentalnie. Nigdy się z tatą nie zaprzyjaźnił. Tata nie jest autorytetem ani przyjacielem. Nic ich nie łączy, istnieje tylko poczucie żalu i odrzucenia u syna, który będąc już dorosłym nadal oczekuje akceptacji, kryjącej się choćby tylko w męskim przytuleniu przez ojca.
Scena pisania listu do taty, listu czytanego później przez przypadkowo wybranego widza, któremu drżał głos w trakcie czytania, pokazała jak bardzo wszyscy nosimy w sobie poczucie niezrozumienia czy odepchnięcia. Bo – jak po spektaklu mówili performerzy, problem może dotyczyć każdego z nas: synów i córki, jeśli nie zostali zaakceptowani.
Ale wracając do choreografii, w pewnej chwili, w potoku pełnej żalu opowieści, padają słowa: „jestem gejem i już nie mam domu”…
Ostatnio ukazało się wiele publikacji dotyczących braku akceptacji homoseksualizmu dzieci przez rodziców. Wstrząsające, jak bardzo przesiąknięci religijną ideologią i zaściankową tradycją są ludzie, którzy wyrzucają z domu i z rodziny nieheteronormatywnych nastolatków. Ten wątek nie był dominujący w „Bromance”, ale bardzo silny akcent postawiono tutaj na brak akceptacji powodującej utratę poczucia własnej wartości, poczucia bezpieczeństwa.
Opowieści Michała Przybyły i Dominika Więcka brzmiały tak wiarygodnie, że po spektaklu jedna z oglądających wprost zadała im pytanie, na ile to, co widzieliśmy było autobiograficzne… Ale to nie była autobiografia, lecz skupienie w soczewce przyczyn, dla których chłopcom coraz trudniej stać się dorosłymi mężczyznami na podobieństwo swych ojców, bo ci stracili autorytet, zajmują się sobą, odrzucają synów gejów, nie tworzą z nimi więzi.
Niedawno czytałam, że mężczyźni tworzą grupy, niezwiązane z ich orientacją czy w ogóle z seksem, to grupy mężczyzn, którzy zrozumieli, że dla równowagi psychicznej potrzebują dotyku drugiego człowieka bez podtekstów seksualnych, bez konsekwencji, bo ten dotyk daje im więcej, niż wszelkie terapie. To jest właśnie bromans – emocjonalna, nieseksualna relacja pomiędzy dwoma lub więcej mężczyznami, głębsza i bardziej intymna, niż przyjaźń. Pokazać tańcem, ruchem tak złożony problem to mistrzostwo. A zwłaszcza pokazać to tak, żeby wzbudzić w widzach jednocześnie podziw dla performerów, jak też wzruszenie poruszonym tematem. Zarówno Więcek jak i Przybyła wywiązali się z tego zadania znakomicie.
Największe wrażenie zrobiła na mnie ostatnia część spektaklu: tango. Piękne, zachwycające. Oczywiście można zobaczyć w tym taniec dwóch gejów, ale byłoby to moim zdaniem duże uproszczenie. To był wspaniały taniec dwojga ludzi, których płeć jest zupełnie drugorzędna, nieistotna. Dwie osoby w cudownym zespoleniu wykonujące tango, będące symbolem zbliżenia partnerów przy jednoczesnym zachowaniu granic okazywania seksualności. Kipiący erotyzmem, a zarazem wolny od niego. Całość dopełniła gra na akordeonie Przemka Degórskiego.
Nie ukrywam, że tango w „Bromance” wzruszyło mnie do łez. Bardzo chciałabym, aby dwóch mężczyzn mogło wyjść na dowolnie wybrany parkiet i tak po prostu, zwyczajnie, zatańczyć razem tango. I żeby nikt nie zastanawiał się, czy są gejami czy nie. Chciałabym, po prostu, żeby każdy mógł tańczyć tango z kim chce, z kimś sobie najbliższym.
Elżbieta Bisch, Brygada Tańca 2021
Recenzja napisana w ramach projektu Brygada Tańca, organizowanego przez Centrum Teatru i Tańca z partnerstwem Strony Tańca.
„Bromance” Michał Przybyła i Dominik Więcek, koncepcja, reżyseria, choreografia i wykonanie: Michał Przybyła, Dominik Więcek, opieka dramaturgiczna: Anna Królica, . muzyka: Przemek Degórski, premiera: 05.10.2018, pokaz w ramach: 17. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania, Centrum Teatru i Tańca, 24.07.2021