Na polskich festiwalach tanecznych rzadko zdarzają się premiery przygotowane specjalnie na ich rzecz. Dlatego specjalną uwagę należy zwrócić na pierwszy pokaz „Sonzai” Anny Ventury Natsuki (Hiszpania/Francja), jaki mogliśmy obejrzeć 27 kwietnia 2024 r. w warszawskim Teatrze Akt podczas 6. Butohpolis - Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Butoh. Spektakl powstał kilkanaście miesięcy wcześniej (może nawet więcej), ale z powodu lockdownu wywołanego pandemią koronawirusa nie został wystawiony, z kolei wersja pokazywana w tym roku była – jak pisze sama Natsuki – swoistą opowieścią „o tańcu, którego nie było”.
„Sonzai” łączy w sobie różne wątki, jest rodzajem podróży przez czas, przez człowieka i wspomnienia po człowieku. Podczas jego pierwszej części, która rozgrywała się przed budynkiem teatru, Natsuki powoli rozwijała swój kostium, białą, papierową suknię – co z pewnością nawiązywało do prac legendarnej Carlotty Ikedy. Ten niezwykły kostium przechodzi tutaj swoją metamorfozę, razem z samą tancerką zresztą – początkowo jest „zamknięty” jak poczwarka, zwinięty w kulę, ciągnięty na sznurku niczym ciążący kamień, później pochłania w swe wnętrze performerkę, by następnie objawić się jako (hiszpańska?) suknia balowa, niczym motyl suszący i prostujący swe skrzydła do pierwszego lotu.
„Tańczę dla Carlotty Ikedy i staję się chmurą, kurzem, wodorostami i nie mam wieku. Tancerka flamenco Antonia Mercé i Luqué „La Argentina” (bohaterka pierwszego butô-kas), przypomina mi o hiszpańskim folklorze, który noszę w sobie za sprawą moich katalońskich korzeni” – pisze Anna Ventura Natsuki o „Sonsai”… I czuć było tego ducha. Ten performance, który miał zmieścić w sobie zarówno teraźniejszość, jak i przeszłość, był rodzajem powrotu ku twórczości i myśli zmarłych twórców, którzy wywarli na artystkę swój wpływ; hołdem; ale i przywołaniem ich do dalszego życia w sztuce. To także alegoria podróży, rozwoju i przemian, jakich możemy doświadczać pod różnymi wpływami: przyrody, spotkanych autorytetów, przyjaźni, wreszcie własnego doświadczenia i analizy potrzeb.
Wszystko tu rozgrywało się harmonijnie, ale w otoczeniu kontrastującego ze światem wewnętrznym otoczenia, między światłem, a cieniem, ruchem a bezruchem, czasem a przestrzenią, muzyką a ciszą, w jakimś – religijnym niemal – uniesieniu (głównie w pierwszej i trzeciej części).
Z kolei druga – środkowa – część „Sonsai”, jedyna rozgrywająca się na scenie teatralnej, w mojej ocenie, poświęcona została rytmowi natury (także ludzkiej natury) i odkrywaniu łączności z nią. Anna Ventura Natsuki używa tutaj m.in. długiego pawiego pióra, a drgający w jej ręku rekwizyt wywoływał naprawdę niezwykłe wrażenia wizualne. Pióro stawało się jej ogonem, jej skrzydłem, jej okiem. Sama tancerka wchodziła w tym procesie w coś w rodzaju transu - nie przemieszczała się po scenie, choć ruszała rytmicznie, jakby szukając swojego centrum. Nie tylko tego ludzkiego, ale także zwierzęcego czy związanego z przodkami, bóstwami i/lub mentorami. „Kô Murobushi namawia mnie, żebym tupnęła nogą. Aby stłumić odgłos tupania, założyłam espadryle, chłopskie sandały, które tak pokochał surrealista Salvador Dali. Moja miednica śpiewa nasienny trunek” – pisze Natsuki.
Podczas oglądania jej spektaklu nagle wspominam moje pierwsze (i ostatnie, jak się okazało) spotkanie z Kô Murobushi, z jego sztuką na żywo i z nim samym. Minęło od tego czasu już ponad 20 lat, ale dobrze to pamiętam. Tego dnia, choć dookoła kłębił się tłum podekscytowanych widzów, zwabionych udaną medialną promocją wizyty „gwiazdy z Japonii”, byłam jedyną osobą, która do niego podeszła. Jedyną, która odważyła się (nie mylić z niekrępowaniem się) pytać i prosić. Komunikacja z tym niezwykłym tancerzem butoh nie szła mi łatwo, ale nie odrzucił mnie, nie wykazał żadnej niecierpliwości, wręcz przeciwnie – był niezwykle uważny, skupiony. Zrozumiał, co odczytuję z jego spektaklu i dlaczego go dopytuję. Nawet nie o sam spektakl, a o to, że emocje jakie we mnie wywołał były tak silne, że trudno było mi sobie z nimi poradzić. Pozwolę sobie zatrzymać dla tę rozmowę, ale w jej finale nieoczekiwanie wziął mnie za rękę, spojrzał w oczy (co jest rzadkim zdarzeniem we wschodnich kręgach kulturowych) i niezwykle spokojnie, jakby celowo ważąc każde słowo, powiedział, że „mam patrzeć i chwytać Ziemię (glob), znów i znów”.
Nie do końca rozumiałam wtedy, co dokładnie miał na myśli. Czy odnosił się wtedy do mojego dziennikarskiego zawodu, czy też zobaczył mnie jako człowieka i dał mi radę prywatną. Ale im więcej mam do czynienia z butoh i z jego ekstremalnym balansem na granicach, tym bardziej całościowe i celne wydają mi się jego słowa. A teraz, po obejrzeniu „Sonzai” Anny Ventury Natsuki, jakoś głębiej to rozumiem...
Premierowy spektakl Natsuki ewidentnie był jej intymnym spotkaniem z samą sobą, z przeszłością, pierwotną naturą, ale jednak jej proces przemiany był na tyle długi i ekspresyjny, że wpłynął także na tych, którzy go oglądali. Każdy przeżył i przypomniał sobie coś innego. Mi przypomniał się Kô. Niezapomniany Kô Murobushi, który potrafił skruszyć chłód spojrzenia, przełamać pamięć i psychikę widzów tak, by mogli wyjść z pokazu z czymś nowym. O to chodziło?
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Sonzai” (存在, Istnienie) Anna Ventura Natsuki, choreografia i wykonanie: Anna Ventura Natsuki (Hiszpania/Francja), kostiumy i akcesoria: Kova Loka, muzyka: Quartet Gerhard & Jaume Humet, Stephan Dedalus, Michel Titin Schnaider, Chant grégorien - Moniales bénédictines de l'abbaye Sainte-Cécile/Gregorian chant - Benedictine nuns of Saint Cecilia Abbey, produkcja przy wsparciu: Universelle Illustrée Dance Compagnie , Paris France, FPOCI Fonds pour la Preservation de l Œuvre de Carlota Ikeda, Paris, France, LPAM laboratori de pràctiques artístiques en mutació (laboratory of artistic practices in mutation), La Bisbal d´Empordà, Girona Espagne, performance przygotowany specjalnie na Festiwal Butohpolis, premiera: 27.04.2024, pokaz w ramach: 6. Butohpolis – Międzynarodowy Festiwal Sztuki Butoh, pokaz: Teatr Akt, 27.04.2024