Wciągający, niepokojący i dojmująco smutny – taki był performance „Współczesne fale” Luana Machado (Brazylia/Holandia) pokazany na 6. Butohpolis - Międzynarodowym Festiwalu Sztuki Butoh. Jego pokaz, złączony w jednym wieczorze ze spektaklem „Przejrzystość. Płonące serce ciemnego Nieba” Sylwii Hanff i Alexandre’a Yterce, był zarówno tym najtrudniejszym do emocjonalnego przyjęcia ze wszystkich festiwalowych wydarzeń, jak i tym, który pozostawił po sobie mnóstwo dręczących pytań, na jakie nie jesteśmy w stanie znaleźć żadnej logicznej odpowiedzi.
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że złożenie „Contemporary waves” i „Przejrzystości...” w jeden wieczór w Służewskim Domu Kultury (17 maja 2024 r.), było dobrym wyborem, bo w obu kluczową rolę odgrywał przestrzenny, wyizolowany na pojedyncze brzmienia dźwięk oraz sugestywny obraz na wideo, który płynnie i nierozerwalnie (sic!) łączył się z ruchem wykonawców na scenie, tworząc na niej specyficzny, mroczny klimat.
Wyłaniająca się z ciemności postać Machado na scenie była wręcz przytłoczona przez dokumentalne obrazy z uchodźcami, desperacko przeprawiającymi się małymi łodziami przez Morze Śródziemne. Wiadomo, że płyną powodowani strachem, uciekają ze swoich ogarniętych konfliktami, przemocą i wojną krajów ku nadziei, i ku szansie na nowe życie. Kto siedzi trochę w tematach uchodźczych, w łamiących serce historiach konkretnych migrantek i migrantów, ten ma świadomość, że pobyt na tych łodziach jest dla nich sytuacją krytyczną, silnie opresyjną. Nie chodzi tylko o ryzyko, że chybocząca się na falach jednostka się wywróci i wszyscy utoną, ale o to, że łodzie są przepełnione, ludzie na nich niesamowicie stłoczeni, brakuje jedzenia i wody, dzieci płaczą, ludzie chorują, krzyczą, odchodzą od zmysłów, dochodzi do aktów przemocy (np. czy wiecie, że kobiety smarują swoje włosy, ciała i ubrania moczem oraz wymiocinami, aby uniknąć gwałtów?), czasem zdarzają się także zgony. Z tych, i wielu innych powodów, nikt nie wybiera przypadkiem takich nagrań jako ilustracji swojego spektaklu. Jeśli takie wideo zostało wybrane to jest to w pełni świadoma i przemyślana decyzja…
Wróćmy więc do samego przedstawienia. Luan Machado powoli pojawia się na scenie w otoczeniu tych nagrań, krzyków, dźwięków, ale nie wygląda jak człowiek. Ma na sobie trójwymiarową maskę głowy konia, porusza się niczym zwierzę na czworaka, a na jego ciele pobłyskują kolory odbijającego się światła ze wstrząsającego wideo. Po chwili, gdy przybliża się ku publiczności widać, że jego tors jest cały we krwi. Wydawało mi się wtedy, że krew płynie spod maski, jakby performer umierał od środka – porażające było dla mnie to wrażenie.
Po spektaklu widzowie wdali się w kuluarach w istną debatę oxfordzką na temat tej końskiej głowy, udowadniając naprzemiennie swoje racje, ja mam jednak jakieś wewnętrzne przeświadczenie, że nie było ważne to akurat zwierzę, ale w ogóle maska sama w sobie; maska, pod którą skrywamy swoje prawdziwe uczucia, przeżycia. Zresztą Machado w końcu ją zdejmuje, a pod nią ukazuje się kolejna – bardziej ludzka, ale wykrzywiona, niczym z horroru, i wciąż nie do końca człowiecza. Zanim to się jednak stanie – podchodzi z ukrytą twarzą do wiszącego nad środkiem pola gry, świecącego na czerwono, trójkąta. Czy to symbol Boga? Czy może raczej jakiegoś Absolutu? Performer „zanurza się” w nim (równocześnie wideo się wtedy zmienia i widzimy na nim kosmos, Wszechświat, jakąś… nieskończoność), a później przekracza tę geometryczną przestrzeń rękoma, głową, torsem, jakby chciał przedostać się na drugą stronę oraz na... „drugą stronę”. Tworzy się niezwykle plastyczny, wielowymiarowy i zapamiętywalny obraz. Sama zaś scena uwolnienia się od tych warstw była mocna i poruszająca. Machado stanął przed publicznością z podniesioną głową, jakby krzyczał: „Patrzcie na mnie! Patrzcie, jak krwawię. Teraz nie możecie już odwrócić wzroku”.
W butoh Luana Machado czuć było wiele bólu i cierpienia, które wcale nie zniknęło po zerwaniu wszystkich masek... Nadzieję należy mieć jednak zawsze i zawsze trzeba wierzyć w człowieka, nawet jeśli znajduje się w krytycznej sytuacji. Te bowiem mają to do siebie, że otwierają serca u jednych, ale zamykają u drugich. Dlatego nigdy, jako ludzkości, nam się nie uda wyjaśnić, co się stało z naszym człowieczeństwem, że tak mało obchodzi nas los tych, którzy ryzykują swoje życie, aby odmienić (czy odnowić) swój los.
W Morzu Śródziemnym od 2014 r. utonęło prawie 30 tys. uchodźców (dane za portalem Statista), a na granicy polsko-białoruskiej (po obu stronach) zmarło 130 osób (dane za Fundacją Ocalenie z lipca 2024 r., która we współpracy z organizacjami z Litwy, Łotwy i Białorusi stworzyła pierwszy raport o śmierciach migrantów na granicy unijno-białoruskiej). Odwróciliśmy się od tych istnień, a nasze serca nie krwawią po tych stratach. Tak być nie powinno. O tym właśnie przypominają nam „Współczesne fale” z wrażliwością Luana Machado i ciekawą, choć niełatwą, muzyką akusmatyczną autorstwa Dantego Tanzi…
Dla mnie ta emocjonalna, nieco nawet metafizyczna, performatywna historia, pokazywana przez Luana Machado była poruszająca, prawdziwa. Po prostu czuję, że nie mógłby jej tak opowiedzieć ktoś niewrażliwy, oschły, wypalony, pusty.
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Współczesne fale” („Contemporary waves”) Luan Machado (Brazylia/Holandia), wykonanie: Luan Machado, muzyka; Dante Tanzi, pokaz w ramach: 6. Butohpolis – Międzynarodowy Festiwal Sztuki Butoh, pokaz: Służewski Dom Kultury, 17.05.2024