„Silenzio!” – premierowo wystawiony w Nowym Teatrze online 7 maja 2021 roku – to niewygodny spektakl; taki, który wielu chętnie potępi, a jeśli nadarzy się ku temu okazja to ocenzuruje i nie wpuści na afisz. Prawdziwą próbą dla pracy Ramony Nagabczyńskiej byłaby organizacja jej trasy po Polsce, która jak w soczewce ukazałaby ośrodki konserwatywne i mizoginiczne niedecydujące się wystawić „Silenzio!”. Mizoginia to przecież nie tylko nienawiść do kobiet, ale także chorobliwa niechęć i nieufność wobec nich, a problem z „Silenzio!” jest taki, że dzieje się w nim wszystko, co płci pięknej nie przystoi (nie przystoi według niepisanej umowy społecznej dyskryminującej kobiety, które nie powinny być np. zbytnio rubaszne, nie wypada im soczyście przeklinać czy też opowiadać sprośnych żartów, spluwać, drapać się w intymnych miejscach i robić wielu innych rzeczy dozwolonych – i przyzwolonych – mężczyznom).
Nagabczyńskiej udało się być silnym głosem w temacie praw kobiet, także tych reprodukcyjnych, uderzyć w najczulsze struny społeczne, w kontrolowany sposób wyolbrzymić „obszary zakazane”, więc naprawdę łatwo jest przewidzieć, jak wyglądałaby organizacja ogólnopolskiej trasy jej spektaklu (szczególnie, gdyby do zaproponowanego zestawu „niestosowności” dodano jeszcze jakiś aspekt dotyczący praw kobiet w Kościele). W ciemno można wskazać, w jakich miastach wybuchłyby skandale, i w których województwach doszłoby do interwencji lokalnych włodarzy, aby autorkę oraz wspierające ją teatry potępić i wystawić pod medialny pręgierz. Czy tak się stanie? Pewnie nie – wszak niewielkie jest zainteresowanie mainstreamowych mediów tańcem współczesnym, a sztuka performance tkwi w jeszcze potężniejszej niszy.
Miłośnicy teatru (a także opery) powinni jednak zwrócić baczną uwagę na „Silenzio!”, ba!, powinni być na pokazach oburzeni i próbować łamać swoje granice. Warto bowiem uświadomić sobie własne oczekiwania wobec innych i choć próbować zrozumieć obszar wyzwalania się z kajdan dobrego wychowania i wymogów stawianych kobietom przez mężczyzn, a często także i przez same kobiety.
Katarzyna Szugajew, Karolina Kraczkowska, Barbara Kinga Majewska, Ramona Nagabczyńska rozpoczynają swoją opowieść od tkwienia w bezruchu – to pierwsze zetknięcie się widza z rozczarowaniem. Z faktem, że zamiast baletu czy choćby tańca współczesnego otrzymuje statyczne studium twarzy. Im dłużej trwa jednak ta scena, tym łatwiej zrozumieć, że brak ruchu jest także wysiłkiem, a emocje można wyrażać nawet wtedy, gdy są skryte pod maską przerysowanych grymasów.
Takich zaskoczeń będzie więcej. Np. kiedy na scenie pojawi się śpiew operowy, a to jeden z głównych środków i tematów podjętych w spektaklu – usłyszymy go w brutalnej scenie, gdy performerki wydobywając czyste dźwięki uderzać się będą pięściami we własne przepony, tworząc zarazem harmonię brzmień i kakofonię głosów. Z biegiem akcji całej tej choreografii dźwięki będą się stawać coraz bardziej zabrudzone, pełne tego, co w klasycznej operze jest niestosowne, co się odrzuca, likwiduje i piętnuje, by stworzyć piękne wokalizy, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. W zapowiedzi „Silenzio!” Nagabczyńska wyraźnie wskazuje ten kierunek swoich poszukiwań „Te głosy, które wymykają się porządkowi symbolicznemu są przesuwane poza nawias: co nie oznacza, że nie istnieją – jedynie, że utraciliśmy zdolność ich słyszenia. Tradycyjne praktyki kobiecego śpiewu znalazły swój ujarzmiony przez kompozytorów operowych odpowiednik w postaci wirtuozerskich arii operowych. Tam pierwotna ekstaza głosu miesza się z wyrafinowaną propagandą krzywdzącego porządku”.
Nagabczyńskiej udało się być silnym głosem w temacie praw kobiet, także tych reprodukcyjnych, uderzyć w najczulsze struny społeczne, w kontrolowany sposób wyolbrzymić „obszary zakazane”, więc naprawdę łatwo jest przewidzieć, jak wyglądałaby organizacja ogólnopolskiej trasy jej spektaklu (szczególnie, gdyby do zaproponowanego zestawu „niestosowności” dodano jeszcze jakiś aspekt dotyczący praw kobiet w Kościele). W ciemno można wskazać, w jakich miastach wybuchłyby skandale, i w których województwach doszłoby do interwencji lokalnych włodarzy, aby autorkę oraz wspierające ją teatry potępić i wystawić pod medialny pręgierz. Czy tak się stanie? Pewnie nie – wszak niewielkie jest zainteresowanie mainstreamowych mediów tańcem współczesnym, a sztuka performance tkwi w jeszcze potężniejszej niszy.
Miłośnicy teatru (a także opery) powinni jednak zwrócić baczną uwagę na „Silenzio!”, ba!, powinni być na pokazach oburzeni i próbować łamać swoje granice. Warto bowiem uświadomić sobie własne oczekiwania wobec innych i choć próbować zrozumieć obszar wyzwalania się z kajdan dobrego wychowania i wymogów stawianych kobietom przez mężczyzn, a często także i przez same kobiety.
Katarzyna Szugajew, Karolina Kraczkowska, Barbara Kinga Majewska, Ramona Nagabczyńska rozpoczynają swoją opowieść od tkwienia w bezruchu – to pierwsze zetknięcie się widza z rozczarowaniem. Z faktem, że zamiast baletu czy choćby tańca współczesnego otrzymuje statyczne studium twarzy. Im dłużej trwa jednak ta scena, tym łatwiej zrozumieć, że brak ruchu jest także wysiłkiem, a emocje można wyrażać nawet wtedy, gdy są skryte pod maską przerysowanych grymasów.
Takich zaskoczeń będzie więcej. Np. kiedy na scenie pojawi się śpiew operowy, a to jeden z głównych środków i tematów podjętych w spektaklu – usłyszymy go w brutalnej scenie, gdy performerki wydobywając czyste dźwięki uderzać się będą pięściami we własne przepony, tworząc zarazem harmonię brzmień i kakofonię głosów. Z biegiem akcji całej tej choreografii dźwięki będą się stawać coraz bardziej zabrudzone, pełne tego, co w klasycznej operze jest niestosowne, co się odrzuca, likwiduje i piętnuje, by stworzyć piękne wokalizy, do jakich jesteśmy przyzwyczajeni. W zapowiedzi „Silenzio!” Nagabczyńska wyraźnie wskazuje ten kierunek swoich poszukiwań „Te głosy, które wymykają się porządkowi symbolicznemu są przesuwane poza nawias: co nie oznacza, że nie istnieją – jedynie, że utraciliśmy zdolność ich słyszenia. Tradycyjne praktyki kobiecego śpiewu znalazły swój ujarzmiony przez kompozytorów operowych odpowiednik w postaci wirtuozerskich arii operowych. Tam pierwotna ekstaza głosu miesza się z wyrafinowaną propagandą krzywdzącego porządku”.
Spektakl "Silenzio!" Ramony Nagabczyńskiej miał - z powodu epidemicznego lockdownu - premierę online. Foto: Scena z transmisji wideo Nowego Teatru
Proces twórczy, na jaki zdecydowały się cztery performerki odkrywając na scenie Nowego Teatru to, co wstydliwe i niepożądane w operze – poszedł jednak o wiele dalej i dotknął wielu aspektów kobiecości (od wyglądu, ubioru, przez ruch, decyzje, aż po wypowiadane słowa i wydobywane dźwięki). Dobrze to widać w wielu sekwencjach następujących już po przebraniu się przez aktorki w barokowe suknie – piękny entourage połączony z wystudiowanym tańcem dworskim zaskakująco zestawiony zostaje z przekleństwami, obrażaniem widowni i niesmacznymi żarcikami spod budki z piwem. Warto zwrócić uwagę na to, że nawet sam moment zmiany kostiumów, który zazwyczaj dzieje się za opuszczoną kurtyną albo w garderobie, tutaj przebiega zupełnie inaczej. Tu teatr zostaje obnażony ze swoich tajemnic, a na scenie pojawiają się garderobiane, makijażystki/fryzjerki, techniczni – widz zostaje wręcz zmuszony do radzenia sobie z tym, co zazwyczaj jest przed nim ukrywane.
Nie ma więc w „Silenzio!” magii teatru, opery czy baletu, ani nawet starań, aby zabrać widza w świat marzeń i iluzji piękna sztuki – jest za to celowe obnażenie syfu tego patriarchalnego świata (dosłownie). Tutaj aktorka mówi do drugiej „Nie jesteś primadonną. Ona jest primadonną, bo to ona umarła”, tutaj performerki naśmiewają się z języka włoskiego najczęściej używanego w śpiewaniu oper, to tu z brzuchów kobiet wypadają okrwawione ochłapy, a dwie dziewczyny spuszczają ślinę na twarz trzeciej… To tutaj mówi się głośno o syfilisie, rzeżączce, fujarach, pizdach, wibratorach, brudzie, śmierci i poniżeniu. Tu się celowo używa obscenicznego języka, generuje skandal pod kontrolą, a wszystko po to, by pokazać kobietom, że mogą być wyzwolone.
Czy z przyjemnością słucham tych przekleństw na scenie i chętnie zobaczę ten spektakl ponownie? Nie. Ale nie ma to większego znaczenia, bo będę ten spektakl oglądać i jeśli tylko się uda to namówię i zabiorę do obejrzenia „Silenzio!” wszystkich znanych mi mężczyzn, a szczególnie tych, którzy wykazują jakieś cechy mizoginii. Z pasją z nimi o nim porozmawiam – o tym, co czuli, co myślą i jakie stanowisko zajmują. Bo od mojego komfortu są ważniejsze sprawy, a te zostały przez Ramonę Nagabczyńską poruszone w sposób dobitny, stwarzający przestrzeń do ostrych dyskusji, a przede wszystkim mający szansę wstrząsnąć ludźmi, dla których kwestia przyznawania praw kobietom zaczyna się i kończy jedynie w sferze stereotypów.
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Silenzio!” Ramona Nagabczyńska, choreografia: Ramona Nagabczyńska, performerki: Katarzyna Szugajew, Karolina Kraczkowska, Barbara Kinga Majewska, Ramona Nagabczyńska, dramaturgia: Agata Siniarska, muzyka: Lubomir Grzelak, opracowanie partii wokalnych: Barbara Kinga Majewska, scenografia i kostiumy: Dominika Olszowy, współpraca przy kostiumach i scenografii: Dominika Święcicka, reżyseria świateł: Jędrzej Jęcikowski, krawiec: Emil Wysocki, nauczycielka tańców barokowych: Marta Baranowska (Cracovia Danza), spektakl zrealizowano w ramach drugiej edycji programu choreograficznego „Poszerzanie pola”, realizowanego przez Nowy Teatr w Warszawie i Art Stations Foundation w Poznaniu, partnerzy: Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Centrum w Ruchu, premiera: 07.05.2021, organizator pokazu: Nowy Teatr, pokaz online: 07.05.2021
Nie ma więc w „Silenzio!” magii teatru, opery czy baletu, ani nawet starań, aby zabrać widza w świat marzeń i iluzji piękna sztuki – jest za to celowe obnażenie syfu tego patriarchalnego świata (dosłownie). Tutaj aktorka mówi do drugiej „Nie jesteś primadonną. Ona jest primadonną, bo to ona umarła”, tutaj performerki naśmiewają się z języka włoskiego najczęściej używanego w śpiewaniu oper, to tu z brzuchów kobiet wypadają okrwawione ochłapy, a dwie dziewczyny spuszczają ślinę na twarz trzeciej… To tutaj mówi się głośno o syfilisie, rzeżączce, fujarach, pizdach, wibratorach, brudzie, śmierci i poniżeniu. Tu się celowo używa obscenicznego języka, generuje skandal pod kontrolą, a wszystko po to, by pokazać kobietom, że mogą być wyzwolone.
Czy z przyjemnością słucham tych przekleństw na scenie i chętnie zobaczę ten spektakl ponownie? Nie. Ale nie ma to większego znaczenia, bo będę ten spektakl oglądać i jeśli tylko się uda to namówię i zabiorę do obejrzenia „Silenzio!” wszystkich znanych mi mężczyzn, a szczególnie tych, którzy wykazują jakieś cechy mizoginii. Z pasją z nimi o nim porozmawiam – o tym, co czuli, co myślą i jakie stanowisko zajmują. Bo od mojego komfortu są ważniejsze sprawy, a te zostały przez Ramonę Nagabczyńską poruszone w sposób dobitny, stwarzający przestrzeń do ostrych dyskusji, a przede wszystkim mający szansę wstrząsnąć ludźmi, dla których kwestia przyznawania praw kobietom zaczyna się i kończy jedynie w sferze stereotypów.
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Silenzio!” Ramona Nagabczyńska, choreografia: Ramona Nagabczyńska, performerki: Katarzyna Szugajew, Karolina Kraczkowska, Barbara Kinga Majewska, Ramona Nagabczyńska, dramaturgia: Agata Siniarska, muzyka: Lubomir Grzelak, opracowanie partii wokalnych: Barbara Kinga Majewska, scenografia i kostiumy: Dominika Olszowy, współpraca przy kostiumach i scenografii: Dominika Święcicka, reżyseria świateł: Jędrzej Jęcikowski, krawiec: Emil Wysocki, nauczycielka tańców barokowych: Marta Baranowska (Cracovia Danza), spektakl zrealizowano w ramach drugiej edycji programu choreograficznego „Poszerzanie pola”, realizowanego przez Nowy Teatr w Warszawie i Art Stations Foundation w Poznaniu, partnerzy: Zachęta Narodowa Galeria Sztuki, Centrum w Ruchu, premiera: 07.05.2021, organizator pokazu: Nowy Teatr, pokaz online: 07.05.2021