„Hakuna Matata” – spektakl w wykonaniu Ferenca Fehéra i Karoliny Paczkowskiej, świetnie nawiązuje do Afryki, zarówno w jej tanecznym, jak i w kulturowym charakterze. A warszawskiej prezentacji, 20 sierpnia w ramach 18. Międzynarodowego Festiwalu Tańca Zawirowania, dodatkowo pomógł niebywały upał, który ogarnął tego dnia Warszawę.
Gdy w Centrum Teatru i Tańca w Warszawie rozbrzmiały pierwsze dźwięki mocnej, głośnej, elektronicznej muzyki, z wplecionymi w tło bębnami, było dla mnie jasne, że nie zobaczymy niczego tradycyjnego lecz współczesną wariację na temat. Wiele jest takich wariacji, ale nie każdemu udaje się uchwycić tego ducha, tego klimatu, jaki panuje na Czarnym Lądzie. Chodzi o ów swoisty trans tropików, objawiający się we wszystkim, nie tylko w tańcu – o to powolne trwanie, działanie „na pół gwizdka” – ale metodyczne, dążące do celu, wreszcie o ten jakiś biały szum, który tępi zmysły i wymaga ostrych bodźców, by coś mogło się zadziać.
W „Hakuna Matata” (z języka suahili „Wszystko w porządku”, „Jest bez stresu”) nic nie działo się w pośpiechu, ani z nadmierną ekscytacją – powoli rozwijały się minimalistyczne ruchy tancerzy, oszczędzające siły i niedoprowadzające do przegrzania, były wciąż powtarzane, co sprzyja z kolei wejściu w trans – to wszystko jest cechą charakterystyczną tańców plemiennych. Podobnie było z mimiką wykonawców, Paczkowska ekspresyjna, z minami mającymi odstraszyć duchy lub złych ludzi, opowiadać historię, a Fehér z kamienną twarzą, jakby miał na niej założoną maskę. Muzyka za to była bardzo intensywna, fizycznie wdzierająca się nie tylko w uszy, ale i w ciała siedzących na widowni, drgania przez nią wywoływane przepływały przez nas, wstrząsały naszymi sercami, oddechem. Te wszystkie drobne elementy składały się na rodzaj odbioru spektaklu stworzonego przez węgierskiego choreografa. Ci, którzy nie pozwolili się oddać tym bodźcom zapewne wyszli znużeni, ale ci, którzy się otworzyli na trans – mogli przeżyć wyjątkowe chwile.
Ale „Hakuna Matata” miała jeden uniwersalny element, który wymaga bezwzględnego podziwu – był nim niebywały wysiłek tancerzy, będących niemal bez przerwy w ciągłym ruchu. Wraz z rozwojem spektaklu, który w dodatku zagrany został w ponad 30-stopniowym upale, widać było jakich sił i hartu ducha kosztuje wykonanie tej choreografii. Nie miało tu znaczenia, że nie było tu skoków, podnoszeni a wszystko opierało się na gestach, krokach (także tych iście współczesnych, nawiązujących do pokazów mody czy tańca na dyskotekach) – liczył się długotrwały proces, dochodzący do granic, ale nie przekraczających jej, bo Fehér założył, że jego spektakl opowiada o miejscu, gdzie tańczy się bez końca. To też się udało, bo gdyby ta praca miała trwać jeszcze pół godziny dłużej – oni tańczyli by dalej. Nie mam co do tego żadnych wątpliwości.
To był przyjemny wieczór. I wszystko – zgodnie z tytułem – było tutaj w porządku.
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Hakuna Matata” Ferenc Fehér, choreografia: Ferenc Fehér, kreacja: Karolina Paczkowska, Ferenc Fehér, Ildikó Mándy, Kuba Pewiński, wykonanie: Karolina Paczkowska, Ferenc Fehér, muzyka: Ferenc Fehér, konsultacje artystyczne: Ildikó Mándy, reżyseria świateł: Ildikó Mándy, wsparcie: Farra and Pipi, B.B., pokaz w ramach: 18. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania, pokaz: Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, 21.08.2022