Niezwykle ciekawie przebiegł wieczór z 22 czerwca 2024 r. na 20. Międzynarodowym Festiwalu Tańca Zawirowania. Na scenie obejrzeliśmy performatywno-taneczny spektakl Dominika Więcka urodzonego w Iserlohn w Niemczech, wychowanego w Polsce, rozdartego wewnętrznie pomiędzy oboma krajami i zadającego sobie pytanie: co by było, gdyby jego rodzice nie podjęli decyzji o powrocie do Polski oraz kameralną, częściowo improwizowaną etiudę Mizuki Taka z Japonii. Te dwa zupełnie różne sola zgrabnie spinały się w temat drogi...
Drobne zmiany w oświetleniu jakie w Centrum Teatru i Tańca Zawirowania Dominik Więcek wprowadził w „Café Müller” wyszły temu nietypowemu przedstawieniu na dobre. Wręcz dodały mu dodatkowych, zaskakujących atutów. Spektakl zbudowany na bazie przemyśleń autora o migracji i kontekstach dotyczących życia i pracy w Niemczech, tamtejszych obszarów kultury i sztuki, gdzie dla artysty teatru tańca oczywiście nie mogło zabraknąć postaci Piny Bausch. Stąd też Więcek sięga po pracę niemieckiej choreografki „Café Müller”, ale już na samym początku dowiadujemy się, że to jest jego „Café Müller” („Das ist main Café Müller”).
Spektakl silnie związany z „matką tańca”, grany w sukni, w kobiecych butach na obcasach, w przestrzeni, do której zostanie wniesione wielkie zdjęcie Bausch, i która z góry, troskliwie i milcząco spoglądać będzie na wszelkie poczynania, zdarzenia czy reakcje publiczności – został tym razem podzielony światłem na dwie części „czarno-białą” oraz tę wspomnianą, nową, kolorową. I gdyby trzeba było przełożyć całość na język filmu to wpierw oglądalibyśmy czarno-biały dokument, a następnie jego barwną, współczesną reinterpretację. Nowe rozwiązanie wizualne wniosło tutaj też dodatkowy, iście społeczny kontekst na temat tego, że współcześni twórcy wcale nie muszą żyć w cieniu legendarnych, nieżyjących już gwiazd, a samemu śmiało malować kolorami.
Zanurzamy się więc w świecie stworzonym w słynnym spektaklu choreografki z Tanztheater Wuppertal Pina Bausch, musimy, bo Więcek trzyma nas długo w ciemności, uchylając jedynie drzwi przez które wpada cienka smuga światła. Przez scenę przebiega w tę i nazad postać na obcasach, słyszymy jej kroki także poza salą i trudno nie oprzeć się wrażeniu, że biegnie Ona, spóźniona na spotkanie... Gdy światła się wreszcie zapalają (i spodziewamy się, jak w „Café Müller” stolików z krzesłami, interakcji z innymi) ukazuje się pusta scena. Jest na niej tylko on, nowy performer, szukający siebie w tej nieistniejącej kawiarni. Pokazuje nam – pod okiem artystycznej matki – swe pasje i umiejętności (np. w karate), wątpliwości, rozmaite emocje, próbuje w tym wszystkim znaleźć jakieś oparcie w dialogu z publicznością (co odbywa się w zabawny sposób i w języku niemieckim). Dla tych, którzy znają oryginał jest to bardzo ciekawa podróż nie tylko przez współczesność ale i historię tańca. Ale i dla pozostałych wciąż jest to żywa konfrontacyjna opowieść, co ciekawe, mimo kilkudziesięciu wystawień, wciąż jeszcze nie wystawiona w Niemczech...
W drugiej części wieczoru obejrzeliśmy „doldrums” Mizuki Taka, wielokrotnie docenianej (m.in. Nagrodą Główną na SAI Dance Festival) absolwentki tańca z Ochanomizu National University w Japonii. Samo to solo – jak podaje organizator – otrzymało już 15 nagród w Japonii i poza nią. Nie dziwię się, bo „doldrums” to skromne, intymne, ciekawe spotkanie. Zanurzona tylko w błękitnym świetle tancerka porusza się w nim jedynie po liniach prostych, powoli „płynie” ku silnemu światłu, które burzy naszą percepcję, zamazuje obraz, mimikę twarzy. Rysunek jaki się tu tworzy przypomina fale i wiatr, którym silnie inspirowała się artystka.
Całość została zagrana bardzo wolno, niczym w klasycznym japońskim butoh, częściowo była też improwizowana. Zmusiło to widzów do niesamowitej koncentracji na każdym, nawet najdrobniejszym ruchu Mizuki Taka. I dawało asumpt do kontemplacji upływającego czasu, w czasach, w których nic niemal się nie zatrzymuje, wszystko jest rozproszone, szybkie, zmienne, silnie angażujące zmysły.
Tancerka w opisie swojego spektaklu wspomina o dawnych żaglowcach, które pozbawione wiatru zmuszone były do dryfowania, podczas flauty były niejako zamrażane w czasie przez wszechwładną przyrodę, i też od niej całkowite zależne. Podejmowanie jakichkolwiek, nawet desperackich, działań na otwartym oceanie, przeciwko jej sile i ogromowi było bezsensowne, zawsze skazane na porażkę. Dlatego, gdy pojawia się chwila zatrzymania (choćby podczas wieczoru teatralnego) warto na poważnie rozważyć za Japonką to, że może lepiej wtedy „starajmy się nie postępować”.
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Café Müller” Dominik Więcek, koncepcja, choreografia i wykonanie: Dominik Więcek, muzyka: Przemek Degórski, reżyseria oświetlenia: Klaudia Kasperska, kostium: Nikola Fedak (projekt), System mody/Serafin Andrzejak (wykonanie), konsultacje językowe: Joanna Pędzisz, konsultacje w zakresie sztuk walki: Patryk Kołodziejski, producent: Centrum Kultury w Lublinie w ramach Projektu Przestrzenie Sztuki, wsparcie prac badawczych: Tanzrecherche NRW, Theater im Pumpenhaus, Tanzfaktur Köln, Folkwang Universität der Künste, Lubelski Teatr Tańca, spektakl został wyselekcjonowany do europejskiej sieci Aerowaves #twenty23, pokaz w ramach: 20. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania, pokaz: Centrum Teatru i Tańca, 22.06.2024
„doldrums” Mizuki Taka, reżyseria i dramaturgia: Mizuki Taka, wykonanie: Mizuki Taka, pokaz w ramach: 20. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania, pokaz: Centrum Teatru i Tańca, 22.06.2024