Choreografia ma nie tylko swoje piękne, szczere i poruszające oblicze, ale też i to bardziej przygnębiające. Choreografię tańca, choreografię tłumu, mowę ciała służącą propagandzie można zanotować w reżimach z całego świata, składa się na nią nie tylko oprawa artystyczna rozmaitych wydarzeń, ale i monumentalne obrazy w filmach, przemyślane ruchy żołnierzy na defiladach czy przemarszach, określone gesty, pozycje ciała ludzi władzy, wykorzystywane do polityki dyskryminacyjnej, ksenofobicznej, wojennej.
Czy to może się powtórzyć? Czy może wydarzyć się w Polsce? Chciałoby się krzyczeć – nie, nigdy. Ale odpowiedź na to pytanie wcale nie jest taka prosta…
III Rzesza i pronazistowska działalność Leni Riefenstahl
W historii mamy wiele przykładów ludzi związanych z tańcem wiernie służącym rozmaitym dyktaturom. A najbardziej jaskrawym tego przykładem jest przypadek reżyserki filmowej, byłej tancerki, Leni Riefenstahl.
Przed II wojną światową (w jej trakcie także) Adolf Hitler i jego akolici wykorzystywali choreografię do kreacji spektakularnych obrazów przemarszów wojskowych, natomiast sam zbrodniarz wojenny, jako aktor z wykształcenia, swoje przemówienia silnie opierał na wystudiowanej mowie ciała. Także sam salut rzymski, który stał się w latach 30. hitlerowskim powitaniem, nie istniał wcześniej w kulturze niemieckiej i został celowo przecież wprowadzony jako rodzaj teatralnej choreografii, znak charakterystyczny, który siłowo został wciągnięty do kultury i życia codziennego.
Wychwalające hitlerowską i nazistowską propagandę filmy Leni Riefenstahl – do tej pory zakazane w Polsce – są starannie wyreżyserowane i tutaj także choreografia gestu i rysunku ciał w przestrzeni miała niemałe znaczenie. Znana ze swej nowatorskiej stylistyki niemiecka reżyserka i producentka filmowa sama zaproponowała niemieckim zbrodniarzom swoje usługi filmowe.
Co ciekawe, Leni Riefenstahl poza swoją działalnością filmową była również fotografką, aktorką i… tancerką. W wywiadzie udzielonym w 2002 roku mówiła, że taniec dawał jej poczucie szczęścia. Gdy po kontuzji musiała porzucić swoją karierę taneczną i skierowała swoją uwagę w stronę filmu (od początku swojego zainteresowania się filmem zafascynowała przede wszystkim filmami fabularnymi). A jak nadarzyła się jej sposobność wyreżyserowania filmu skorzystała z okazji i nakręciła „Das blaue Licht” (Błękitne światło). Jako aktorka starała się o główną rolę w filmie „Błękitny anioł”, którą ostatecznie zagrała Marlena Dietrich.
Jej działalność filmowa odmieniła się, gdy w 1932 roku usłyszała na wiecu przemowę Adolfa Hitlera. Zafascynowana jego zdolnościami oratorskimi sama zaoferowała mu swoje usługi jako reżyserka. Rok później wyreżyserowała słynne „Zwycięstwo wiary” o spotkaniu partii narodowosocjalistycznej. Hitler poprosił ją później o sfilmowanie zjazdu partyjnego w Norymberdze w 1934 r. Zgodziła się i nakręciła swój najsłynniejszy film „Triumph des Willens” („Triumf woli”). To był porażający swymi monumentalnymi obrazami film dokumentalny gloryfikujący ruch narodowosocjalistyczny. Do dziś „Trumf woli” jest uważany za najlepsze filmowe dzieło propagandowe w historii świata.
Dwa lata później Riefenstahl tworzyła kronikę berlińskiej olimpiady („Olympia”), a podczas wizyty w USA związanej z promocją tego filmu, niezwykle nowatorskiego, estetycznego z wysoką jakością techniczną zdjęć, publicznie zaprzeczyła doniesieniom o „Nocy kryształowej” w Niemczech. W 1939 roku, reżyserka (decyzją Hermanna Göringa) otrzymała państwową działkę pod budowę własnej wytwórni filmowej. Od tego momentu jej pronazistowska działalność artystyczna miała stałe wsparcie finansowe ze strony reżimu III Rzeszy. Była tancerka miała zresztą na tyle częste kontakty z czołowymi zbrodniarzami wojennymi, w tym z samym Hitlerem, że nawet przez aliantów była uważana za bliską mu osobę.
Po II wojnie światowej Leni Riefenstahl nigdy nie przeprosiła za rolę, jaką odegrała w propagandzie III Rzeszy.
ZSRR i balet służący reżimowi sowieckiemu
W czasach zimnej wojny jednym z symboli potęgi ZSRR był balet, gimnastyka artystyczna czy łyżwiarstwo figurowe. Radziecki (a potem rosyjski) balet, w tym legendarny Teatr Bolszoj, uznawany za najlepszy na świecie stanowił wizytówkę rozsławiającą reżim. Sam balet miał być najbogatszy, najpiękniejszy, najbardziej pożądany. Chętnie się nim chwalono, chętnie dofinansowywano i chętnie promowano w kraju i poza nim. Podobną rolę ogrywała także silnie rozwijająca się dziedzina gimnastyki artystycznej czy łyżwiarstwa figurowego silnie czerpiące swoje wzorce z baletu, dzięki którym radziecki sport znany był na całym świecie.
Symbolem tanecznego wsparcia reżimu sowieckiego jest historia Teatru Bolszoj - jednej z czołowych rosyjskich instytucji kulturalnych. Na deskach „Dumy Rosji” odbywały się prapremiery najważniejszych baletów w światowej historii, w tym „Jeziora łabędziego” Piotra Czajkowskiego (baletu klasycznego w choreografii Wentzela Reisingera, z librettem Władimira Biegiczewa oraz Wasilija Gelcera). Ciekawe swoją drogą, że prapremiera 4 marca 1877 r. uchodziła za nieudaną, a spektakl przez kilkanaście lat nie był w centrum zainteresowania innych teatrów (stało się to dopiero po premierze petersburskiej z 1895 r., z librettem przerobionym przez Modesta Czajkowskiego).
Teatr Bolszoj w czasach ZSRR był ściśle kontrolowany przez moskiewską milicję, istniał nawet specjalny wydział zajmujący się rozpracowywaniem czarnego rynku biletów do tej instytucji (są nawet dane, że po rozpadzie ZSRR milicjanci z tego wydziału sami przejęli ten intratny rynek „koników”).
„Dumą Rosji” zajmowała się także specjalna grupa KGB, bo władza radziecka dobrze pilnowała artystów Bolszoj, żeby nie uciekali w czasie zagranicznych wojaży. Przez 30 lat swój udział w ograniczaniu swobód miał też dyrektor artystyczny Jurij Grigorowicz, twórca największych sukcesów i zdobycia światowej sławy przez moskiewski balet.
O sile używania baletu w służbie reżimu sowieckiego świadczyć mogą też najgłośniejsze ucieczki gwiazd baletu. Ówcześni twórcy nie mogli przecież tak po prostu wymówić angażu – groziły im za to poważne reperkusje, od szykanów i rozmaitych represji (dotyczących również ich rodzin), aż po wieloletnie więzienie.
W apogeum gorbaczowowskiej pieriestrojki (w 1987 roku) do USA uciekł np. Andriej Ustinow – wybitny tancerz baletu moskiewskiego, który w Stanach wystąpił o azyl polityczny. W tym okresie szefem najbardziej znanego w USA zespołu baletowego - American Ballet Theatre w Nowym Jorku - był wcześniejszy uciekinier ze Związku Radzieckiego – Michaił Barysznikow, któremu w pozostaniu na Zachodzie pomogli Nurejew i Makarowa. Mistrz baletu Rudolf Nurejew uciekł z ZSRR do Francji podczas światowego tournée w 1961 roku. Pilnowany przez agentów KGB po prostu zwrócił się na ulicy do pierwszego napotkanego w Paryżu francuskiego policjanta o azyl. Jego opuszczenie ZSRR było pierwszą polityczną ucieczką radzieckiej gwiazdy baletu, co odbiło się mocnym echem w mediach w całej Europie.
I jeszcze dwie ważne ucieczki, o jakich powinniśmy pamiętać: Natalii Makarowej, primabaleriny leningradzkiego Baletu Kirowa, która uciekła w 1971 roku podczas występów w Londynie i Aleksandra Godunowa, który poprosił o azyl polityczny w Nowym Jorku.
Balet stał się także symbolem upadku reżimu sowieckiego. Gdy umierali pierwsi sekretarze Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego (KPZR) tamtejsze media, nie mogąc na antenie mówić prawdy, emitowały na swoich antenach wspomniane już „Jezioro łabędzie”. Po śmierci Breżniewa puszczano „Jezioro łabędzie” aż przez trzy dni...
Federacja Rosyjska – taneczne protesty i ucieczki po inwazji w Ukrainie
Całkiem niedawno, w pierwszym kwartale 2022 roku, gdy w Federacji Rosyjskiej dorżnięto ostatnie wolne media, a Rosja wkroczyła już zbrojnie na teren Ukrainy, rosyjska opozycyjna niezależna telewizja Dożd (TV Dożd, czyli Telewizja Deszcz – przyp.) w ostatnich minutach emisji stanęła całym zespołem dziennikarskim przed kamerą krzycząc „Nie dla wojny!”, a następnie wyemitowała fragment „Jeziora łabędziego”.
Wojna w Ukrainie ma szerokie artystyczne konsekwencje, a twórcy tańca zrozumieli, że stoją przed ważnym wyborem, albo poświęcą się służbie propagandzie i dyktaturze, będą protestować albo uciekną z kraju. Z pracy w Teatrze Bolszoj rezygnuje coraz więcej tancerzy. Artyści odmawiają pracy także w innych znanych rosyjskich zespołach baletowych w ramach solidarności z ofiarami rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Teatr Bolszoj opuścił m.in. brazylijski tancerz David Motta Soares, który podkreślił, że ma wielu przyjaciół w Ukrainie. „Nie mogę sobie wyobrazić, jak bardzo muszą teraz cierpieć, sercem jestem z nimi” – napisał z okazji ogłoszenia swojego odejścia. Z „Dumą Rosji” na znak protestu przeciwko rosyjskiej napaści na Ukrainę rozstał się też włoski tancerz Jacopo Tissi, który był głównym tancerzem tej sceny. Baletmistrz nie ukrywał, że jest zaszokowany sytuacją i napisał, że uważa za niemożliwe kontynuowanie kariery w Moskwie. „Żadnej wojny nie można usprawiedliwić. Nigdy” – podsumował.
Najgłośniejszym odejściem był przypadek głównej primabalerini Olgi Smirnowej. Smirnowa uznawana za jedną z największych gwiazd współczesnej rosyjskiej kultury po rozpoczęciu wojny w Ukrainie uciekła z Rosji i dołączyła do Narodowego Baletu Holenderskiego w Amsterdamie. Smirnowa już na samym początku ataku Rosji na Ukrainę opowiedziała się przeciwko rosyjskiej agresji mówiąc, że „nie może pozostać obojętna wobec tej globalnej katastrofy”. Na telegramie napisała: „Jestem przeciwna wojnie wszystkimi cząstkami mojej duszy (…). Nie chodzi tylko o to, że być może co drugi Rosjanin ma krewnych lub przyjaciół mieszkających w Ukrainie, albo o to, że mój dziadek jest Ukraińcem... Chodzi o to, że nadal żyjemy tak, jakby to był XX wiek”. A także: „Nigdy nie sądziłam, że będę się wstydzić Rosji, zawsze byłam dumna z utalentowanych Rosjan, z naszych osiągnięć kulturalnych i sportowych. Ale teraz czuję, że została narysowana linia, która oddziela to, co było przedtem, od tego, co będzie”.
Do Narodowego Baletu Holenderskiego dołączył także brazylijski tancerz Victor Caixeta, który przez ostatnie pięć lat pracował w Balecie Maryjskim w Sankt Petersburgu.
Równolegle trwają rozmaite sankcje nakładane z powodu działań wojennych na Rosję. Rosyjscy artyści, szczególnie ci, którzy są zwolennikami Władimira Putina, są traktowani jako persona non grata przez Zachód. Wśród nich znaleźli się m.in. dyrygent Walerij Giergijew czy sopranistka Anna Netrebko.
Polska i inne kraje – taneczne wsparcie dla propagandy
Współczesna polityka wielu krajów – także ma w sobie elementy wykorzystywania tańca czy choreografii. Wystarczy spojrzeć na Kubę, gdzie to właśnie balet został wybrany do tego, by grać kluczową rolę w kulturze. Balet ma tam być dostępny dla ludu, ceny biletów na przedstawienia są symboliczne, a sam taniec klasyczny ma być podziwiany nie tylko przez rządzących ale i przez rządzonych.
Z kolei w Iranie, gdzie panuje system autorytarny, w 2016 roku całkowicie zdelegalizowano taniec, który został uznany za grzeszny, choć przed rewolucją islamską w 1979 roku państwo intensywnie inwestowało w kulturę, szczególnie w projekty łączące taniec ludowy z baletem. Narodowe Irańskie Towarzystwo Baletu rozwiązano w 1979 roku, po tym, jak wszyscy jego członkowie opuścili kraj (Les Ballets Persians zaczęło działać w Sztokholmie - przyp.). Przypadek Iranu jest przypadkiem szczególnym, gdzie taniec nie służy dyktaturze, a zszedł do podziemia (dosłownie, bo baletu czy tańca uczy się tam dziś w piwnicach) i stał się przejawem buntu.
Taniec służy wielu propagandom, np. w Tadżykistanie, w Turkmenistanie, w Chinach (gdzie można go zobaczyć przy okazji wielu wystąpień władz, pokazów, defilad, a „taniec smoka” stał się towarem eksportowym), w Czadzie czy w innych rozmaitych krajach afrykańskich, gdzie tzw. indeks demokracji jest na wyjątkowo niskim poziomie. Ze spraw bieżących wystarczy spojrzeć na taneczne elementy otwarcia Mistrzostw Świata w piłce nożnej w Katarze. MŚ organizowane przez FIFA w tym muzułmańskim kraju zostały okupione śmiercią blisko 7 tysięcy robotników budujących infrastruktury na mundial, a warunki w jakich pracowali łamały prawa człowieka o czym alarmuje Amnesty International. W Katarze, gdzie homoseksualizm karany jest więzieniem, na mundialu zakazane są nawet opaski w tęczę (aresztowano już amerykańskiego dziennikarza obsługującego mistrzostwa z powodu tęczowej koszulki – przyp.), kibicom z Izraela zabroniono modlitw i odmówiono im – mimo wcześniejszych obietnic – możliwości sprowadzenia koszernego jedzenia, przykłady „kupowania” kibiców czy ograniczania wolności słowa oraz prawa do krytyki też nie są specjalnie w duchu fair play. Można mnożyć te przykłady gardzące odmiennością, a mimo wszystko taniec był na otwarciu mundialu obecny i „uświetnił” tę imprezę.
W Polsce też mamy polityczne przejawy używania tańca do celów politycznych. W trakcie rozmaitych kampanii wyborczych i przedwyborczych politycy (głównie ci związani z prawicą, ludowcami, ruchami i partiami odnoszącymi się do wsi) otaczają się osobami w strojach ludowych, a na ich spotkaniach często można zobaczyć taniec ludowy lub śpiew ludowy. O roli tańca ludowego w PRL nie trzeba przypominać, wystarczy przypomnieć sobie nagrania z upartyjnionych dożynek na stadionie X-lecia...
Ale to nie jest jedyny rodzaj tańca, jaki służy polskiej polityce. Czyż propagandzie TVP po 2016 roku nie pomagają grupy tańca nowoczesnego i towarzyskiego uświetniające różne rodzaje koncertów muzycznych, wręczania nagród, gal, programów rozrywkowych czy nawet na koncertach sylwestrowych emitowanych na jej antenach? Czy ta obecność nie wspiera, nie uatrakcyjnia ogólnego przekazu sączącego się z przejętej przez rządzących, nieobiektywnej od tylu lat telewizji publicznej?
Flirt tancerzy z rządzącą prawicą może przerodzić się także w coś o wiele bardziej niebezpiecznego. Na fali wznoszącej są teraz przecież silnie dotowane z pieniędzy publicznych ugrupowania nacjonalistyczne (szczególnie te związane z Robertem Bąkiewiczem), a ich coraz silniejsza obecność w mainstreamie może być kusząca. Nacjonaliści spod znaku falangi i krzyża celtyckiego powoli zawłaszczają coraz szersze obszary społeczne, historyczne, kulturowe i kulturalne. Na nacjonalistycznych zgromadzeniach publicznych nie tylko puszczane są legendarne utwory muzyczne (np. od kilku lat nacjonalistyczny Marsz Powstania Warszawskiego otwiera „Sen o Warszawie” Czesława Niemena), ale także utwory muzyczne nagrane do wierszy najlepszych poetów. A na scenie muzycznej nacjonalistycznego, ksenofobicznego, antysemickiego i rasistowskiego Marszu Niepodległości (zapraszającego do Warszawy np. faszystowskie ugrupowanie Forza Nuova, a ostatnio zwyciężczynię włoskich wyborów, Giorgię Meloni z faszystowskiego ugrupowania Bracia Włosi) pojawiają się m.in. skrajnie prawicowe zespoły hiphopowe. A od muzycznego hip-hopu już tylko mały krok do sięgnięcia po styl taneczny towarzyszący tej muzyce... Nieprawdaż?
W zasadzie retorycznym pytaniem jest to, czy tancerze hiphopowi odmówią propozycjom polskich nacjonalistów. Szczególnie, gdy zaoferowane zostaną im wysokie stawki albo bardzo wysokie, wszak Stowarzyszenie Marsz Niepodległości, powiązana z nim Straż Narodowa i Roty Marszu Niepodległości, otrzymały na swoją działalność ponad 5 mln zł z naszych podatków…
Tak więc, jeśli ktoś odpowiedział sobie w myślach przecząco na zadane w tytule pytanie „Czy polski taniec może służyć dyktaturze?”, ten się myli. Proces trwa... Pytanie tylko, czy wykonawcy tańca współczesnego, performatywnego, teatralnego też ubrudzą sobie ręce czy też nie.
Sandra Wilk, Strona Tańca