Fotografia tańca. Strategia pola walki - polemika

Fotografia tańca. Strategia pola walki - polemika
Bardzo ciekawy artykuł na temat fotografii tańca – „Choreografia patrzenia, czyli o strategiach fotografa tańca” Marty Ankiersztejn ukazał się na łamach portalu TaniecPolska.pl (12.03.2021). Jego autorka, zajmująca się od lat fotografią taneczną, opisuje rozmaite postawy i metody pracy fotografów – od fotografów-obserwatorów, przez tych, którzy kreują własną rzeczywistość obrazu (np. poprzez zdjęcia wykonywane z długim czasem naświetlania), aż po fotografów konfrontacyjnych, wchodzących w przestrzeń tanecznej gry. Do tego, co zostało napisane o tej ostatniej metodzie – jeśli można podjąć polemikę – chcę coś od siebie dodać.

Ankiersztejn pisze: „Kolejny element strategiczny to wybór miejsca fotografowania i decyzja o wchodzeniu/lub nie w przestrzeń należącą do tancerzy. Wydaje się, że najbardziej komfortowa (dla fotografa) jest możliwość swobodnego przemieszczania się po widowni, ale i po scenie. Wtedy osoba fotografująca przeistacza się z widza w performera, będącego częścią spektaklu. Znika czwarta ściana, oko fotografa dociera znacznie głębiej niż oko zwykłego widza. Wchodzi w interakcję z tancerzami, chwyta nieoczywiste kąty patrzenia”.

Dużo w tym prawdy, choć rzadko możliwa jest taka właśnie opisywana sytuacja. Rzadko w normalnych warunkach. Ale teraz mamy warunki szczególne, które same wytworzyły nowy aspekt teatralnej fotografii. A jest to aspekt związany z lockdownem instytucji kulturalnych. Zespoły taneczne zmuszone są do realizacji swoich spektakli w wersji filmowej, grają więc przed kamerami w zamkniętymi przed widzami teatrach, to z kolei umożliwia fotografom wykonywanie zdjęć z nietypowych stanowisk i miejsc – np. z boku sceny, z pustej widowni, z góry czy wprost z przestrzeni zarezerwowanej tylko dla tancerzy. Lockdown daje niesamowicie szerokie możliwości dla fotografów – problem leży raczej w tym, że organizatorzy pokazów, szefowie instytucji nie zawsze są otwarci na takie poszukiwania, na zmianę, na dynamiczne wejście w kryzys i podjęcie w nim próbę stworzenia czegoś zupełnie nowego, ryzykownego. Z drugiej strony tancerze podświadomie bronią swojej scenicznej przestrzeni – i wydaje mi się, że to nie jest tylko kwestia obawy przed wpuszczeniem kogoś z ciężkim sprzętem pomiędzy siebie, co będzie wymagało dodatkowej uwagi, by nikt nie zrobił sobie krzywdy, ale także lęku przed naruszeniem swojej intymności oraz konstrukcji i emocjonalności konkretnych scen.

Kiedy ostatnio o tym rozmawiałam w teatrze – snując szalone wręcz wizje wizualnych eksperymentów z dronami puszczonymi ponad tancerzami w teatrze czy z fotografem stojącym w centralnym punkcie sceny – spotkałam się z niemałym zdziwieniem. Nie dziwię się temu, bo nie każdy rozumie w pełni, że praca fotografa jest osobnym dziełem, w prawie autorskim określanym, jako dzieło zależne (dzieło powstające na bazie innego dzieła, przetwarzające je, a w efekcie wnoszące zupełnie nowe wartości artystyczne w odczytywaniu pierwowzoru). A jeszcze mniej rozumiana jest praca fotoreporterska w teatrze, którą staram się realizować próbując złamać niepokój wykonawców przed obiektywem na próbach, we foyer, w trakcie spotkań i rozmów…

Ale mam nadzieję, że z biegiem czasu postrzeganie fotografii tanecznej i pracy samych fotografów zmieni się na dobre, bo kiedyś musi przecież nastąpić wreszcie przełom, który jest tak bardzo potrzebny. Chodzi mi o przełom w myśleniu o tym, że fotograf nie przychodzi ZAREJESTROWAĆ faktu odbycia się spektaklu – to może zrobić PR-owiec zwykłą komórką, tylko przychodzi STWORZYĆ własną artystyczną opowieść o oglądanym spektaklu.

Nie każdy fotograf oczywiście to potrafi, ale wielu to umie. Widzieć z własną czułością, własną wrażliwością czyjąś choreografię, świadomie dokonując wyboru i selekcji wytworzonego przez siebie materiału, świadomie kadrując, dokonując obróbki zdjęć i świadomie kreując opowieść w reportażu czy w cyklu zdjęć. To nic innego, jak budowanie swojej własnej dramaturgii tak, by jak najsilniej przemówić do odbiorcy, widza czy samych tancerzy.

Jeśli do ww. przełomu w myśleniu dojdzie – na rynku fotografii zmieni się kilka podstawowych rzeczy na poziomie organizacyjnym oraz finansowym. I aż dziw, że w tak analitycznym, tak szerokim artykule problemowym o fotografii tańca nie został nawet poruszony kontekst zarobkowy całej grupy zawodowej. Szkoda. To jest kluczowa kwestia, która wpływa na zaangażowanie i czynne uczestnictwo fotografujących w wydarzeniach teatralnych ale także w organizacjach, forach czy komisjach tańcem się zajmujących. Jak to w skrócie wygląda? Sytuacja zarobkowa fotografów tańca jest tragiczna. Za zdjęcia się w zasadzie nie płaci lub płaci symbolicznie. Fotografowie zajmujący się tańcem współczesnym i performance nie mogą liczyć na nic więcej, niż umowa o dzieło. Ich prace są traktowane jako darowizna albo jako dzieło znajdujące się w domenie publicznej (tj. ze zdjętymi prawami autorskimi) i niewymagające nawet podpisania. To błędne podejście. To niszczy rynek. To niszczy chęć dalszej pracy, blokuje poświęcanie swego czasu na edukację i rozwój, zniechęca do ponoszenia kosztów zużywającego się sprzętu czy do dalszych inwestycji w niego, itp. 

Co więc się zmieni, gdy polski świat tańca dostrzeże i zrozumie w pełni, że fotografia taneczna nie jest rejestracją, a dziełem samym w sobie, w dodatku dziełem, który służy tańcu – zachęca widzów, „sprzedaje” promocyjne spektakle, buduje prestiż, zainteresowanie oraz przede wszystkim jest równoprawną do tańca i nieodzowną dla funkcjonowania jego rynku częścią? 

Po pierwsze: organizatorzy zamawiający zdjęcia przestaną naciskać na tempo ich przygotowania, bo stworzenie dobrego cyklu nie jest kwestią godziny czy dwóch po zakończeniu pokazu. To proces. Proces koncepcyjny. Po drugie: fotograf za swoje zdjęcia zacznie otrzymywać godziwą, a nie głodową, stawkę, bo zamawiający zdjęcia dostrzeże nie tylko wartość autorskiej kreacji artystycznej w fotografii i jej rolę, ale także i czas potrzebny do stworzenia tej kreacji. Po trzecie: fotografowie i fotoreporterzy zaczną być prawowitymi uczestnikami rynku tanecznego, performatywnego czy szerzej teatralnego, a efekty ich pracy będą pokazywane z dumą na licznych wystawach, a nie tylko kopiowane bez umiaru i odpowiednich zgód, jak – niestety – często dzieje się to obecnie. Wreszcie po czwarte: w dłuższej fali dojdzie do silniejszej ochrony praw autorskich fotografii tańca oraz fotografii teatralnej (i nie wolno nam tracić nadziei, że to się wreszcie stanie).

Na koniec, wracając jeszcze raz do tych fragmentów z artykułu Marty Ankiersztejn, które dotyczą wchodzenia w przestrzeń spektaklu teatru tańca czy przemieszczania się fotografów po widowni teatralnej albo miejsca rozgrywania się performance’u – dodam jeszcze coś z własnego doświadczenia, bo nie płynie ono z fotografii tanecznej, którą zajmuję się od zaledwie roku, a z fotografii reportażowej, ulicznej.

Dokumentowanie demonstracji ulicznych odbywa się zazwyczaj w niezwykle trudnych technicznie sytuacjach – chodzi nie tylko o zmienne warunki atmosferyczne i pory dnia, bo akcje często odbywają się w nocy czy w ulewnym deszczu, ale przede wszystkim o warunki płynące z otoczenia, reporterskie zdjęcia na demonstracjach robi się w gęstym tłumie, podczas marszu (rzadziej biegu, choć i to się zdarza), w trakcie interwencji policji (np. będąc zamkniętym w kordonie). Szczególną sytuacją uliczną jest wykonywanie zdjęć w czasie fizycznych ataków na pikiety czy manifestacje. W najbardziej skrajnych chwilach fotoreporter ma dwie drogi – ucieczkę z „pola akcji” albo pozostanie w centrum wydarzeń w zasadzie bez możliwości ruchu. W obu przypadkach daje się wykonać dobre zdjęcia, jednak z doświadczenia – bo fotografowałam już m.in. spalenie transparentów obywatelskich przez nacjonalistów i neofaszystów, obrzucanie pikiet butelkami i racami, próbę linczu, ataki fizyczne na aktywistów czy fotografów, brutalne interwencje policyjne, zatrzymania – wiem, że podjęcie wysokiego ryzyka skutkuje o wiele bardziej przejmującymi i poruszającymi serce zdjęciami. Jest też dokumentem o unikatowych wartościach. Tak jest na ulicy.

W zależności od spojrzenia – teatr też można postrzegać podobnie. Tą drogą idę. To moja osobista strategia. Bez względu na zaistniałe warunki, konteksty czy założone z góry cele – wchodzę na pole walki. O emocje.

Sandra Wilk, Strona Tańca 

* „Choreografia patrzenia, czyli o strategiach fotografa tańca” Marty Ankiersztejn: https://www.taniecpolska.pl/krytyka/804


** Na zdjęciu spektakl „Axiom of Choice” HOTELOKO movement makers. Foto: WILK

Dowiedz się więcej

"Taniec w swej istocie jest sztuką nieuchwytną, niepowtarzalną. Jest wrażeniem, impulsem, emocją. To pierwszy i najmocniejszy pomost łączący te dwie sztuki – taniec i fotografię. Fotograf naciska spust migawki powodowany przede wszystkim afektem, intuicją. Fotografując spektakl, nie ma czasu na kontemplację obrazu, jego analizę. Praca fotografa opiera się na improwizacji i refleksie. Główny cel? Złapać to, co nieuchwytne, zatrzymać w kadrze to, co już nigdy się nie powtórzy w danym miejscu i czasie. Dla widza, odbiorcy sztuki najciekawsze jest obserwowanie, co wynika z tego połączenia, z napięć, które powstają na linii tancerz-fotograf oraz efektu w postaci cyklu fotografii"...

Czytaj całość na łamach TaniecPolska.pl: https://www.taniecpolska.pl/krytyka/804