Rozmowy o Centrum Choreograficznym w Warszawie: Rozwój widowni i integracja środowisk

Rozmowy o Centrum Choreograficznym w Warszawie: Rozwój widowni i integracja środowisk

Kontynuując analizę debaty „Po co tyle teatrów w Warszawie albo porozmawiajmy o ekosystemie sztuk performatywnych”, która odbyła się 20 lutego 2023 r. w Komunie Warszawa, z udziałem przedstawicieli miasta stołecznego, zwróćmy uwagę na mniejsze wątki dotyczące integracji środowisk, rozwojem widowni i oczekiwań związanych z decyzją dotyczącą ewentualnego powołania instytucji miejskiej dla tańca.

W debacie udział wzięli: Aldona Machnowska-Góra – zastępczyni Prezydenta m.st. Warszawy, Artur Jóźwik – dyrektor Biura Kultury m.st. Warszawy, Anna Rochowska – zwyciężczyni konkursu na dyrektora TR Warszawa, Urszula Kropiwiec – wicedyrektorka ds. programowych w Nowym Teatrze, Joanna Szymajda – kuratorka, badaczka i organizatorka sceny tańca i Grzegorz Laszuk – dyrektor artystyczny w Teatrze Komuna Warszawa. 

Image

Rozwój widowni, a oczekiwania gwiazd w tańcu współczesnym 

Część dyskusji w Komunie Warszawa poświęcono kwestii, czy przyszłe Centrum Choreograficzne winno mieć charakter miejski czy narodowy. Te rozważania były jednak nieco zbyt wczesne, skoro Aldona Machnowska-Góra, zastępczyni Prezydenta m.st. Warszawy w jednej ze swoich wypowiedzi wspominała z żalem o tym, że taniec nie cieszy się jeszcze splendorem, a powodem tego stanu może być to, że „nie ma swojej Krystyny Zachwatowicz” (w domyśle, jak rozumiem, nie ma także swojego Andrzeja Wajdy – przyp.).

Tymczasem taniec nie tyle nie ma gwiazd, co nie ma w jaki sposób tych gwiazd wylansować nie idąc w komercję. Jak tu bowiem zdobyć szeroką publiczność i wygenerować modę na oglądanie spektakli tanecznych grając incydentalnie, często nawet jednorazowo i to w dodatku w malutkich salach? Jak skutecznie pracować z małymi budżetami, które pozwalają tylko na wyprodukowanie co najwyżej solo, duetów i małoobsadowych prac, ale o ich dalszej promocji, silnej eksploatacji mowy być już nie może… O trasach koncertowych po Polsce albo o wyjazdach zagranicznych to nie wspominając.

Z drugiej strony, gdyby nawet dzisiaj pojawiły się solidne pieniądze na nowe premiery i systemowe wsparcie dla tanecznych domów produkcyjnych (a poświęcono im dużą część debaty), to próba spełnienia rozbuchanych marzeń miasta o gwiazdach i kasowych produkcjach w obszarze tańca współczesnego może doprowadzić do paradoksu, jaki od lat można zauważyć na Broadwayu, gdzie turystyka kulturalna skupiona jest głównie na musicalach na czym mocno tracą ambitniejsze przedsięwzięcia teatralne.

Oczekiwania kasowych produkcji w tańcu współczesnym, czyli takich, które zapewnią pełny zwrot finansowej inwestycji i jeszcze będą zarabiać na dalszej eksploatacji latami, niechybnie sprawi, że ucierpi na tym jakość sztuki. Producenci chcąc wykazać się zyskami musieliby obniżać loty i szukać „na siłę” masowego widza.

Spójrzmy jak to się odbywa na najbardziej znanym rynku komercyjnym, związanym z tańcem, czyli na wspomniany wyżej Broadway (pamiętając, że musical to nie to samo co teatr tańca rzecz jasna). Obserwatorzy nowojorskiego rynku teatralnego od przynajmniej dekady grzmią, że publiczność coraz częściej rezygnuje z przeżywania nowych doświadczeń i śledzenia nowych trendów performatywnych wybierając podaną na tacy rozrywkę lekką, łatwą i przyjemną. Ma na to wpływ nie tylko popularność samego tytułu, ale także rynek mechandisingu (gadżetów, koszulek, książek czy nawet specjalnych oprowadzań poświęconych historii konkretnego musicalu), warunki w samych budynkach teatralnych, gdzie często działają minimuzea, sale kinowe, kawiarnie, gigantyczna promocja, bilety zbiorowe, zorganizowana turystyka kulturalna, itd. Oczywiście broadwayowskich musicali nie ma co porównywać do tych produkowanych np. w warszawskim Teatrze Roma, bo mówimy o budżetach wielokrotnie wyższych, niż realizacja pełnometrażowych polskich filmów kinowych (przykładowo w „Grey Gardens”, „Królową piratów” i „Nędzników” zainwestowano po 5 mln dolarów). Co ciekawe, w 2007 roku z 35 nowych broadwayowskich tytułów musicalowych jedynie cztery przyniosły zyski finansowe – pokazuje to dobitnie, jakim ryzykiem obarczone są produkcje wysokobudżetowe, a przecież Nowy Jork to nie jest Warszawa...

Musicale z Broadwayu zna cały świat (kto nie słyszał o „Cats” czy innych tego typu hitach), ale konia z rzędem temu zwykłemu widzowi, który bez zaglądania w źródła wymieni z pamięci nazwiska ich gwiazd… Słynne są przede wszystkim spektakle, ich reżyserzy, choreografowie, ale nie tancerze. To na konkretne tytuły, a nie dla konkretnych wykonawców, zjeżdżają do Nowego Jorku rzesze widzów. I przynoszą ze sobą wielkie pieniądze.

Nie możemy udawać, że w Warszawie jest inaczej, bo my tu mamy gruszki na wierzbie – duże produkcje warszawskiego (czy szerzej polskiego) tańca współczesnego nie osiągną raportów kasowych podobnych do tych notowanych choćby przez stołeczny musicalowy Teatr Roma, bo teatr tańca nie jest specjalnie zainteresowany widzem szukającym czystej rozrywki czy teatralnych komedii. Środowisko taneczne nie chce tworzyć spektakli pod publiczkę, woli uderzać w inne struny - skłaniające do rozmaitych rozważań (filozoficznych, politycznych, egzystencjalnych, w tym także takich dotyczących samego ciała czy jego ruchu). Tancerki i tancerze chcą poruszać najgłębsze emocje, często skrywane, wypierane, wstydliwe, a nie martwić się o sprzedaż biletów.

Warszawski taniec nieustająco szuka nowych dróg, już lata temu poszczególni lokalni organizatorzy wyspecjalizowali się w swoich ścieżkach, np. nowej choreografii, improwizacji, butoh, tańcu współczesnym, czy np. w tańcu z użyciem nowych mediów, choreografii protestu, choreografii solidarnościowej, eksperymentalnej, interdyscyplinarnej czy w innych formach badań ciała i ruchu. Tutejszy taniec jest niezwykle różnorodny i o tym nie należy zapominać w rozmowach o Centrum Choreograficznym. A oczekiwania wyłonienia się tanecznych gwiazd są po prostu oczekiwaniami wyrwanymi z kontekstu, skoro nie ma scen dla tańca ani przyzwoitych budżetów na produkcje i późniejszą promocję nowych spektakli.

 

Image

Integracja środowisk – współpraca teatralna i koprodukcje 

Anna Rochowska z TR Warszawa wspominała podczas debaty o dzieleniu się zasobami kompetencyjnymi (np. w zakresie dostępności dla osób z niepełnosprawnościami, w obszarze debiutów), ale na pytanie o dzielenie się przestrzenią czy w kwestii dalszej eksploatacji spektakli wsparcia nie mogła już zaoferować. Wspomniała za to o koprodukcjach, w tym o współpracy TR Warszawa z Teatrem 21 odbywającej się na równych prawach.

Sęk jednak w tym, że zarówno tancerze i tancerki, choreografowie i choreografki, jak i producenci taneczni oraz organizatorzy pokazów tańca nie cierpią specjalnie na brak kompetencji, praktyki czy umiejętności. Mają je na wysokim poziomie, regularnie też wchodzą w rozmaite koprodukcje z innymi zespołami i organizacjami tanecznymi, ale nie mają w Warszawie ani szerokiego wyboru partnerów, ani odpowiednich warunków do pracy (finansowych, lokalowych, produkcyjnych, dystrybucyjnych). Cierpią na tym wszyscy, bo ograniczane są z tego powodu np. wymiany artystyczne, koprodukcje międzynarodowe, uczestnictwo warszawskich twórców w sieciach tanecznych, itd.

Proponowane kooperacje z teatrami dramatycznymi nie są dla tańca najlepszym rozwiązaniem, o czym reprezentująca w debacie stronę taneczną Joanna Szymajda słusznie wspomniała opowiadając o tym, że przy takich okazjach taniec dostaje najgorsze terminy, do których musi się dostosować, co w przypadku koordynacji pokazów zagranicznych jest często karkołomnym zadaniem.

Pokazuje to, że istnienie scen dedykowanych sztuce tańca ma niebagatelne znaczenie w jego popularyzacji i promocji. Taniec nie może być grany w poniedziałek, gdy wszyscy widzowie są przekonani, że teatry są zamknięte – powinien mieć równe prawa z teatrem dramatycznym czy baletem, aby stać się jedną z alternatyw wyboru, móc konkurować, pracować normalnie i regularnie nad rozwojem widowni.

Oczywiście taniec może z powodzeniem współpracować z teatrem dramatycznym lub koprodukować tytuły w tym obszarze, ale to jest osobna dyscyplina artystyczna i takie fuzje nie mogą trwać wiecznie czy przy wszystkich okazjach. 

Image

Współpraca środowiska tanecznego a Centrum Choreograficzne w Warszawie 

Wychodząc w przyszłość, ale niezmiernie ważną kwestią jest to, czy Centrum Choreograficzne będzie wspierać (i jak) wszystkie obszary tańca współczesnego. Wątek ten co prawda nie pojawił się podczas pierwszej debaty, ale zaplanowano już kolejne, więc nic straconego…

Powołanie instytucji w określonych celach (np. działalności na rzecz wsparcia różnorodności tańca, prowadzenia programów badawczych, edukacyjnych, prezentacyjnych i produkcyjnych) jeszcze nie oznacza, że cele te będą realizowane w sposób satysfakcjonujący. Kluczowe jest tutaj to, czy taka instytucja nie będzie miała jednego głównego nurtu rozwoju dyscypliny (np. nowej choreografii), pozostałe traktując jedynie dodatkowo i wręcz marginalnie. Tak być nie powinno. Dom dla tańca z prawdziwego zdarzenia (szczególnie jeśli miałby być instytucją miejską czy ogólnopolską, ze stałym i stabilnym finansowaniem) winien zauważać wszystkie ścieżki, które obecnie wybierają tancerki i tancerze, mieć urozmaiconą ofertę, a przede wszystkim budować zgodę w środowisku, a nie dzielić je na tych pracujących w wiodącym stylu i całą resztą znajdującą się poza nim.

Opracowanie takiego programu jest możliwe – w skrócie wystarczy podzielić budżet na równe części i dopiero w ich ramach realizować programy operacyjne, edukacyjne, wydawnicze czy badawcze. Tyle teoria. W praktyce jednak, nawet przy równym podziale dla konkretnych nurtów, część osób stających do konkursów w poszczególnych programach nie otrzyma wsparcia (np. na premierę) i stworzy się spore grono niezadowolonych. Trzeba to z góry przewidzieć przygotowując rozmaite ścieżki wspierające, np. grań repertuarowych.

Z drugiej strony warto już teraz myśleć nad tym, jak się zachowa środowisko tańca na wieść o realności decyzji (bo o decyzji wciąż jeszcze nie mówimy) utworzenia Centrum Choreograficznego w Warszawie. Zjednoczy się całościowo czy raczej zjednoczy się w podgrupach i powstaną wzajemnie zwalczające się klany? Czy powstaną grupy interesów, które będą chciały za wszelką cenę mieć wpływ na kształt instytucji, niejako od razu „wejść do niej” i już w ułatwiony sposób rozgrywać swoją politykę. To jest wielce prawdopodobne. Wszyscy mają swoje ambicje i marzenia. A do tego wszystkim się bardzo spieszy – kariera taneczna nie trwa przecież długo.

Ci, którzy płyną obecnie na fali nie chcą, ani nie mogą, czekać kolejnych 5 czy 10 lat, aż powstanie ścieżka wsparcia odpowiednia dla ich poszukiwań i rozwoju pracy. Będą się domagać głośno swoich szans. A im dłużej będą czekać, tym gorzej. Tym silniejszy stanie się ich protest.

Jeśli nie mówimy o perspektywie roku czy dwóch, a raczej o dekadzie to dla nich najlepszym rozwiązaniem będzie np. stworzenie instytucjonalnego teatru tańca w Warszawie, co mogłoby przynieść możliwość stabilnej pracy w zawodzie choreografa. Już dziś ta kwestia jest podnoszona. I słusznie.

 

Image

Oczekiwania środowiska tańca nie pokrywają się z oczekiwaniami miasta 

Gdy podczas debaty w Komunie Warszawa pojawił się wątek dotyczący powołania dodatkowo instytucjonalnego teatru tańca w stolicy, reakcją przedstawicieli miasta było skonfundowanie. Dlaczego środowisko tańca zaczęło nagle pytać nie o jedną instytucję ale o dwie? Jak to?

No właśnie. Chodzi o wielotorowość, o tę różnorodność i interdyscyplinarność działań, na jakiej miastu stołecznemu Warszawa zależy najbardziej. A fakt, że tancerki i tancerze, choreografki i choreografowie, producentki i producenci, organizatorki i organizatorzy domagają się rozwiązań im dedykowanych nie powinien już nikogo dziwić. Środowisko tańca współczesnego czeka na rozwiązania i wsparcie miasta od kilku ładnych dekad, a jeśli liczyć też poprzednią generację modern to niemal wiek… Tymczasem miasto – jak się wydaje – nadal jakby miało nadzieję, że taniec wysunie jedynie skromne oczekiwania i wszyscy będą zadowoleni, że dostali cokolwiek. Zanim jednak pojawi się to „cokolwiek” rynek tańca powinien prawdopodobnie wylansować sam sobie własne wielkie gwiazdy, modę, wyprodukować eksportowe spektakle, mieć świetną frekwencję na pokazach (najlepiej we własnych, komercyjnie wynajmowanych salach) i obecność w mainstreamowych mediach. Sęk w tym, że gdyby to wszystko taniec miał, to nie potrzebowałby jakoś specjalnie Centrum Choreograficznego.

Moim zdaniem miasto tkwi w pułapce własnych oczekiwań, które powinny być spełnione ZANIM podejmie ostateczne decyzje o stworzeniu instytucji Centrum Choreograficznego czy jakiegoś innego miejskiego centrum wspierającego taniec. Miasto chciałoby móc podeprzeć się wynikami wysokiej oglądalności tańca oraz osiągnięcia przez taniec współczesny splendoru porównywalnego z baletem, nie rozumiejąc, że wysokość wsparcia finansowego dla organizacji pozarządowych zajmujących się tańcem wciąż jest na zbyt niskim poziomie, aby środowisko taneczne mogło się pochwalić efektami porównywalnymi z teatrem dramatycznym czy baletem.

Nawet samo sprowadzenie uznanego wieloobsadowego spektaklu tanecznego do Warszawy z zagranicy jest niedostępne dla większości warszawskich organizacji pozarządowych, bo po opłaceniu wysokich gaż, kosztów przelotu i hotelu organizator na końcu całej tej pracy zazwyczaj potyka się o komercyjną cenę wynajmu dużej sceny od miejskiego teatru dramatycznego. Teatru dramatycznego, który tę scenę utrzymuje z miejskich dotacji – dla jasności.

Wiedząc o tym robione jest spotkanie, na którym mówi się o wielkim ekosystemie kulturalnym w Warszawie? No, wolne żarty. Nie mamy żadnego ekosystemu, za to mamy monopol teatrów dramatycznych. Tu się nie współpracuje, tylko raczej wynajmuje po zaporowych stawkach (np. za 20-30 tys. zł za wieczór) swoje sale.

Sandra Wilk, Strona Tańca

Rozmowy o Centrum Choreograficznym w Warszawie

Cykl artykułów na Stronie Tańca poświęcony koncepcji przyszłego Centrum Choreograficznego w Warszawie. Rozmowy o powstaniu profesjonalnego domu dla tańca trwają już od kilku dekad, a środowisko tańca współczesnego - jak dotąd bez wymiernego efektu - zabiega o stworzenie dedykowanego mu centrum. Czy ta sytuacja się zmieni? Miasto stołeczne Warszawa daje sygnały, że rozważa możliwość powstania takiej instytucji, dlatego warto zadawać kolejne pytania i zastanawiać się nad jej przyszłym kształtem.

Zapraszamy do dyskusji. Głosy i opinie w tej sprawie powinny być jak najbardziej słyszalne. Warszawa nie może być jedyną stolicą europejską, w której rozwój dyscypliny tańca nie będzie silnie wspierany.

Czytaj artykuły: 

ANALIZY

1. Rozmowy o Centrum Choreograficznym w Warszawie: Idea

2. Rozmowy o Centrum Choreograficznym w Warszawie: Rozwój widowni i integracja środowisk 

3. Rozmowy o Centrum Choreograficznym w Warszawie: Warunki lokalowe

GŁOSY:

4. Rozmowy o Centrum Choreograficznym w Warszawie: GŁOSY - Joanna Szymajda