Silne i zjednoczone środowisko tańca – czy to możliwe?

Silne i zjednoczone środowisko tańca – czy to możliwe?

Koncepcja zjednoczenia się warszawskiego środowiska tańca pojawia się regularnie od przynajmniej 20 lat. Problem jednak w tym, że ewentualne wcielenie w życie tego pomysłu wcale nie jawi się jako łatwe, bo aby środowisko tańca mogło wywierać wpływ bądź dyktować własne warunki co do własnego rozwoju musi być spełniona jedna z dwóch przesłanek – musi być mocne albo liczne. Takim jednak, jak na razie, nie jest.

Za pierwszą z tych przesłanek stoi nie tylko docenienie artystyczne (np. dzięki liderom, tzw. gwiazdom,  zapełniających każdą salę) ale także to, że taniec winien być zjednoczony i silny finansowo, za drugą zaś – wpływ płynący z popularności tańca i realnej reprezentacji głosu tysięcy osób związanych z tą sztuką.

Ta prosta prawda, że z mocnym lub licznym trzeba się liczyć widoczna jest na każdym kroku. Teatr ma swoje sceny instytucjonalne w każdym mieście, a jeszcze mocniejszy film przez lata w zasadzie całkowicie uniezależnił się od pieniędzy z budżetu państwa. Muzyka, a w każdym razie ta popularna,  może liczyć na własne finansowanie i niezależność. Ten rys profesjonalno-komercyjny, jaki można zobaczyć w tych dziedzinach sztuki sprawdza się także i w tańcu, co można zobaczyć na przykładzie baletu, tańca ludowego czy tańca towarzyskiego. Tak więc taniec współczesny nie powinien go ad hoc odrzucać, a raczej pochylić się nad rozwiązaniami, które mogłyby być po prostu pomocne.  

Przesłanka pierwsza: Środowisko tańca musi być mocne 

Jak doprowadzić do zjednoczenia, uzyskania prestiżu i siły finansowej w środowisku tańca współczesnego? To jest niezwykle trudne pytanie, które pojawia się od dekad.

Zacznijmy od zjednoczenia. Zjednoczeniu przeszkadza zbyt mała ilość pieniędzy na rynku – uzależnieni od grantów organizatorzy nie dorobili się przez lata własnych sal prezentacyjnych i w każdym sezonie muszą układać się z teatrami czy ośrodkami kultury o dostępność scen. A ponieważ są niestałymi kontrahentami terminy i warunki jakie otrzymują są mało satysfakcjonujące, to z kolei blokuje rozwój i budowę popularności sztuki tanecznej. Brak dostatecznej liczby grantów sprawia ponadto, że poszczególni organizatorzy muszą ze sobą silnie konkurować, aby to oni, a nie kto inny taki grant (najlepiej wieloletni) zdobyli. Sytuacja na rynku dofinansowań jest tak trudna, że nie da się nawet jednoznacznie stwierdzić czy gdyby warszawscy organizatorzy dogadali się ze sobą i złożyli jeden wspólny wniosek na ogromną kwotę to by takie dofinansowanie dostali. Ale nawet gdyby je dostali to co dalej? Jak skonsumować sprawiedliwie taki grant, gdy każdy z organizatorów ma „własnych” artystów i ich właśnie chciałby stworzyć możliwość rozwoju, zarobku oraz prezentacji w trybie stałym, regularnym. Porozumienie byłoby możliwe jedynie w przypadku stworzenia Centrum Choreograficznego z prawdziwego zdarzenia, z pełnym zapleczem i przynajmniej dwiema salami (do prób i prezentacji) oraz z ogromnym budżetem, na którym nikt nie musiałby oszczędzać. Ta sytuacja, jak się wydaje, wciąż obecnie jest w Warszawie mało możliwa. Plusem natomiast jest to, że poszczególnym organizatorom udało się w jakiś sposób już podzielić się rynkiem – każdy z nich de facto ma inną specjalizację, stawia na taniec współczesny, performance, kontakt improwizację, eksperyment czy jeszcze węższe style (np. butoh, flamenco, performance zaangażowany, polityczny itp.).

Skoro więc na razie wspólny lokal  i finansowanie są stosunkowo mało prawdopodobne może trzeba zająć się zawczasu prestiżem tancerzy, stworzeniem realnej reprezentacji i wytworzeniem siły finansowej, z jaką trzeba będzie się liczyć? Prestiż tworzy oczywiście popularność określonych nazwisk (czyli wygenerowanie tzw. gwiazd) lub konkretnych imprez (np. festiwali, programów produkcyjno-prezentacyjnych) – to jest w zasięgu środowiska, bo w tańcu współczesnym mamy wielu uzdolnionych choreografów czy tancerzy i wystarczy ich tylko odpowiednio wylansować.

Trzeba silniej zadbać o media, o promocję, o budowanie środowiska fanów. Tak więc zacznijmy od tego, że dziennikarze powinni być zapraszani na spektakle, a każda premiera będzie miała profesjonalną oprawę promocyjną i merytoryczną. Od tego, że powstaną materiały dla dziennikarzy i widzów pozwalające nie tylko na prześledzenie karier ale i na budowanie bazy wspomnień, o których się opowiada dalej. Tymczasem z każdej premiery w Warszawie widz wychodzi z gołymi rękami – nie może kupić książki o teatrze/artyście, nie kupi nawet programu ze spektaklu czy choćby plakatu, nie ma możliwości legalnego zdobycia zdjęć, nie kupi koszulki czy kubka ze spektaklu ani filmu z jego nagraniem czy płyty z muzyką. Społecznie i kulturowo wydarzenia taneczne przemijają tak szybko, jak wydarzenia w mediach społecznościowych, które z dnia na dzień stają się archiwalne. A te z pozoru drobne działania, którymi tancerze często identyfikujący się z awangardą czy sztuką niezależną, niemal podziemną po prostu gardzą, to podwaliny budowania zainteresowania konkretnymi nazwiskami twórców. To także wpływ.

Szczególną uwagę organizatorzy pokazów winni też poświęcić mediom i regularnie zapraszać przedstawicieli wielu tytułów, dostarczając im przy tym nie tylko pakiety informacyjne ale i nieutrudniając im pracy. Tak więc taniec współczesny winien pomyśleć o organizacji otwartych prób generalnych dla fotografów czy dziennikarzy, organizować i ułatwiać mediom wywiady z tancerzami, zrobić dosłownie wszystko, by gazety oraz portale zaczęły pisać o tańcu w sposób stały, powracający. A jeśli spotka się z oporem nie do pokonania – stworzyć własne silne media.

I wreszcie trzeci aspekt, czyli siła reprezentacji oraz finanse. Od lat stosowana w reprezentacji środowiska tanecznego ta sama koncepcja: jedna organizacja to jeden przedstawiciel – nie sprawdzi się na dłuższą metę, o ile ową reprezentacją nie jest izba gospodarcza.

Jeśli taniec będzie miał swoją izbę gospodarczą, czyli coś w rodzaju zrzeszenia podmiotów gospodarczych, to w tej izbie powinna powstać specjalna pula finansowa ze środkami na rzecz rozwoju reprezentacji i rozwoju środowiska tańca. Do puli izby podmioty w niej zrzeszone wpłacają określony procent swoich przychodów, muszą więc przy tej okazji uczciwie ujawnić swoje obroty finansowe (izba może mieć prawo do przeprowadzenia wewnętrznej kontroli gospodarczej). Pytanie, czy firmy i organizacje III sektora (NGO) zajmujące się tańcem są gotowe na takie działanie i wykazanie się wzajemnym zaufaniem na płaszczyźnie finansowej – pozostaje na razie bez odpowiedzi. Ale czemu miałoby niby nie być? Skoro sprawozdania finansowe z rozliczenia grantów i tak są przecież sprawozdaniami publicznymi to najważniejszym elementem jest chęć współpracy na takim polu.

Jeśli zaś taniec nie chce mieć własnej izby gospodarczej i zdecyduje się np. na inwestowanie swoich sił we wspólne stowarzyszenie twórców (wpłacających określone corocznie składki) to w takim stowarzyszeniu nie powinni działać pojedynczy przedstawiciele organizatorów czy teatrów, a wszyscy ich członkowie, adepci czy nawet uczniowie. Siła zwykłego stowarzyszenia to bowiem siła ilości jego członków (i składek), a nie kilkunastu czy kilkudziesięciu przedstawicieli. Mówimy przecież o realnej reprezentacji, a nie o próbie stworzenia organizacji lobbującej.

Tak czy inaczej, oba typy takich zrzeszeń budować winny wspólną kasę finansową, która posłuży sztuce tańca, zaoferuje pewne profity z przynależności (np. profesjonalną opiekę prawną, promocyjną, być może także produkcyjną, osłonową czy nawet emerytalną). Jeśli bowiem system państwa wypycha taniec poza swoje ramy i nie chce uznać praw naszych artystów to taniec może stworzyć własny system. W Polsce zrobiło to środowisko filmowe (mające zarówno silną izbę gospodarczą jak i stowarzyszenie samych twórców), więc jest to możliwe. 

Przesłanka druga: Środowisko tańca musi być liczne 

Środowisko tańca jest liczne ale nie jest to ani zauważane (doceniane), ani odpowiednio wykorzystywane. Od lat popełniane są te same błędy polegające np. na odrzucaniu tańca towarzyskiego, nowoczesnego (w tym ulicznego), ludowego (etnicznego) czy nawet baletowego przez środowisko tańca współczesnego i performance’u. Tancerze, menedżerowie i organizatorzy we wszelkich dyskusjach na temat całościowego zjednoczenia wciąż wykazują inną specyfikę pomiędzy tymi obszarami artystycznymi, a co za tym idzie także i inne potrzeby swoich dziedzin. To oczywiście prawda, ale rozdział tych dziedzin sprawia, że każda z nich nie może wykazać się znaczącą siłą liczebności. Ba, niepodejmowane są nawet próby pokazania tej siły.

Przykładem może być przypadek Międzynarodowego Biennale Tańca Współczesnego z Poznania organizowanego przez Polski Teatr Tańca, którego sukcesu nie spróbował powtórzyć żaden z organizatorów w Polsce. A poznańskie Biennale potrafiło podczas swoich pierwszych edycji  zgromadzić nawet 5 tysięcy osób, które wykupiły bilety na warsztaty. Taka frekwencja musi robić wrażenie, np. na urzędnikach.

Rzućmy okiem na Warszawę, która nie ma takiej wielkiej imprezy warsztatowej – zorganizowanej przez jeden lub wiele podmiotów – ale marzy o stworzeniu własnego instytucjonalnego centrum tańca czy centrum choreograficznego. Stołeczny taniec nie mając w ręku silnych argumentów frekwencyjnych nie dotarł w oczach władz swojego miasta nawet do miejsca, w którym Polski Teatr Tańca był w 2008 roku!

Spójrzmy na to, co władze Poznania pisały w „Strategii Poznania 2030” analizującej lata 1999–2008: „Co roku organizowane są w Poznaniu także liczne imprezy związane z edukacją kulturalną i artystyczną oraz kilkadziesiąt imprez masowych. Nieprzerwany ciąg przedsięwzięć kulturalnych zapewnia w Poznaniu ponad 80 instytucji kulturalnych: 9 teatrów i instytucji muzycznych dysponujących ponad 3 tys. miejsc, około 50 galerii i 21 placówek muzealnych. Do najważniejszych należą: Teatr Polski, Teatr Nowy im. Tadeusza Łomnickiego, Teatr Ósmego Dnia, Teatr Animacji, Teatr Wielki, Teatr Muzyczny, Estrada Poznańska, Polski Teatr Tańca, Filharmonia Poznańska im. Tadeusza Szeligowskiego, Orkiestra Kameralna Polskiego Radia Amadeus, Chór Chłopięcy i Męski Poznańskiej Filharmonii w Poznaniu „Poznańskie Słowiki”, Poznański Chór Chłopięcy, Chór Katedralny, Galeria Miejska Arsenał, Centrum Kultury Zamek. Poznańskie teatry i instytucje muzyczne dają rocznie ponad 2 tys. przedstawień i koncertów dla blisko 0,5 mln widzów, a placówki muzealne, prezentujące łącznie 300 tys. eksponatów, odwiedza rocznie ponad 300 tys. osób. Znaczącym problemem Poznania jest brak własnej sceny tak kulturotwórczych zespołów, jak: Polski Teatr Tańca, Orkiestra Kameralna Amadeus i poznańskie teatry alternatywne – Teatr Biuro Podróży, Teatr Strefa Ciszy, Teatr Usta Usta, Orkiestra Kameralna Polskiego Radia Amadeus oraz nieodpowiadająca współczesnym standardom siedziba Teatru Muzycznego”.

Jak widać, w dokumencie ujęto nie tylko zakres frekwencji odbiorców kultury ale także wyraźnie zaznaczono potrzeby lokalowe dla tańca i teatru alternatywnego. Taniec pojawił się również wśród najważniejszych imprez zauważonych we wspomnianym raporcie: „Poznań jest jednym z ważniejszych ośrodków kulturalnych kraju charakteryzującym się dużą dynamiką i różnorodnością życia artystycznego. Rytm działań kulturalnych wyznaczają stałe imprezy, takie jak: Festiwal Polskiej Muzyki Współczesnej „Poznańska Wiosna Muzyczna”, Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Malta”, Międzynarodowe Biennale Tańca Współczesnego i Warsztaty Tańca Współczesnego, Międzynarodowy Festiwal Chórów Uniwersyteckich „Universitas Cantat”, Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Maski”, Międzynarodowy Listopad Poetycki, Międzynarodowy Festiwal Sztuki Słowa „Verba Sacra””.

Jest rok 2022 – czy warszawski taniec może pochwalić się chociaż tym, że jego prestiż czy potrzeby znalazły się w strategicznych raportach stolicy? Czy mamy choć jeden zespół, poza Polskim Baletem Narodowym działającym przy instytucjonalnym Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, rozpoznawalny w całej Polsce jako uznany lub chociaż znany teatr tańca z Warszawy? I nie chodzi tu o samych tancerzy czy organizatorów, ale o widzów teatralnych oraz zwykłych mieszkańców. 

Czy to oznacza, że wszystko przepadło albo nie ma żadnej nadziei dla tańca w stolicy? Na pewno nie. Wystarczy wykorzystać to, co już jest. Robić małe kroki, które zbudują skałę, od jakiej będzie się można za jakiś czas odbić (i wcale nie musi być on liczony w dekadach). Na dobry początek przyda się badanie rynku ustalające wielkość zespołów i grup wszystkich rodzajów tańca w stolicy, określenie ilości uczestników warsztatów i rocznej wielkości widowni na pokazach. Wynik okaże się naprawdę imponujący, a to zawsze jest silnym argumentem do negocjacji z władzami, mecenasami sztuki czy choćby ze sponsorami, którzy zobaczą sporą grupę docelową do promocji swoich produktów. W przypadku zdobywania sponsorów oczywiście nie chodzi o skomercjalizowanie sztuki tańca do poziomu telewizyjnych tanecznych show, ale o podwyższenie atrakcyjności prezentacji spektakli tanecznych na tyle, by mogła trafiać do szerszego grona publiczności (np. dzięki scenografii, zamówieniom muzycznym, pokazom w znanych salach, profesjonalnej promocji gotowych już prac, itp.). Kolejne kroki można skierować w stronę poprawy omówionych wyżej obszarów, jakie leżą w zasięgu finansowym, logistycznym i organizacyjnym tańca współczesnego. Stworzenie silnej branży tanecznej naprawdę jest możliwe, o ile wysiłek ten podejmą wszyscy bądź większość twórców rynku.

Sandra Wilk, Strona Tańca