Obserwując scenę sztuk performatywnych dochodzę do wniosku, że jeżeli zajmujesz się nimi (w szczególności tańcem i choreografią), a twoje nazwisko nie jest rozpoznawalne albo ledwo rozpoznawalne „na salonach”, i brakuje ci determinacji czy pewności siebie, aby robić to, co lubisz i w dodatku żyć z tej pracy, to zwyczajnie umierasz jeszcze przed śmiercią.
Dla większości organizatorów konkursów, rezydencji i stypendiów, nie wspominając o zajęciach z tańca i kursach choreografii jesteś trupem nie dlatego, że masz 60+, ale dlatego, że masz 35+. No, bo jaki jest sens inwestować w zwłoki? No nie ma żadnego. W zwłokach, jeśli nawet coś tam drgnie czy podskoczy, to i tak są to raczej konwulsje i skurcze pośmiertne. Czyli choreografia bez przyszłości.
Wystarczy przejść się na dowolny spektakl taneczny, wybrać się na jakiekolwiek zajęcia z tańca – no, może oprócz tanga, prześledzić którąkolwiek rezydencję choreograficzną (z wyjątkami potwierdzającymi regułę), żeby się przekonać, że nie ma tam starych ludzi. Nie ma ich, z czego można wyciągnąć fałszywy wniosek, że taniec i choreografia nie jest dla starych ludzi. I nie mówię tu o wielkich nazwiskach, które są zapraszane do prowadzenia warsztatów, kursów i master class.
Średnia wieku osób uczestniczących to około 25 lat. Ale mimo tego taniec i choreografia JEST dla starych ludzi, sęk jednak w tym, że mało kto ich zaprasza do współpracy. Mówię o wszystkich tych osobach, które mają za sobą wspaniałą edukację artystyczną, ale zabrakło im kontaktów, obecności w odpowiednich momentach czy zwyczajnie szczęścia, by wypłynąć na szersze wody sztuki. Wiadomo, że z całej rzeszy absolwentów i absolwentek szkół tańca i choreografii niewielu uda się wskoczyć w przerębel mainstreamu. I wiadomo, że składa się na to szereg różnych zmiennych. To jest wina systemu wypychającego na margines tych, którym się „nie udało” z perspektywy potencjału produkcji i osiągnięcia sukcesu, czyli po prostu z perspektywy kapitalizmu. I na pewno już im się nie uda, bo droga z marginesu do centrum jest kręta i wyboista, więc część z nich zdąży umrzeć po drodze nie docierając do celu.
System jest tak skonstruowany, że inwestuje w setki i tysiące młodych ludzi, by ostatecznie tych, którzy dobili do 35 roku życia bez spektakularnych osiągnięć brutalnie wystawić za swoje drzwi, jak worek ze śmieciami. A przecież to właśnie dopiero po przekroczeniu magicznej bariery tego wieku okazuje się, że masz mnóstwo do powiedzenia, bo dopiero teraz ci się poukładało w głowie, bo masz zarówno wiedzę, jak i doświadczenie, którymi chcesz się dzielić. Chcesz się dalej rozwijać, ale nic z tego – sama i sam sobie zorganizuj karierę, bo w systemie nie ma miejsca dla przegranych, czyli dla ludzi bez krajowego i międzynarodowego sukcesu. Te nieszczęsne 35 lat okazują się cezurą, przed którą drżą całe pokolenia tancerek i tancerzy, tym samym nakręcając zbiorową wizję rychłej śmierci artystycznej. A przecież tak wcale nie musi być – wszystko zależy tylko od nas.
Jeszcze gorzej, jeśli nie masz tej cholernej edukacji artystycznej i na swoje nieszczęście zaczynasz robić „karierę” w tańcu i choreografii na przykład po czterdziestce czy po pięćdziesiątce. Bo dlaczego by nie? Ale nawet jeśli masz ku temu wszelkie predyspozycje – umiejętności, zapał, siłę, zdolności, wiarę w siebie, nawet trochę talentu – nawet nie istniejesz w systemie, ten co najwyżej łaskawie zarejestruje na czujnikach twoją obecność. Tyle. Jesteś jak ta guma do żucia, co się przykleiła do podeszwy – niby się załapała, ale nikt jej nie potrzebuje.
Podsumowując, jeśli jesteś w sile wieku i chcesz zacząć przygodę z tańcem i choreografią, to możesz, oczywiście możesz, ale twoje miejsce jest na marginesie. Ale to nie jedyne ograniczenia, bo jeśli mieszkasz w Polsce i masz inny niż biały kolor skóry, urodziłeś się za wschodnią granicą, masz niejednoznaczną tożsamość psychoseksualną albo masz niepełnosprawności to w ramach praktyki ruchowej możesz co najwyżej wykopać sobie grób. Fala młodości zmyje cię z brzegu, ale nie żeby zakręcić ci loka z piany i wzbić się z tobą pod niebo, nie. Zmyje cię, żeby wypluć na plaży razem ze śmieciami ze Szwecji.
Zapomnij o dofinansowaniu swojej geriatrycznej sztuki 35+. Trupów nikt nie dotuje. Dlaczego? Bo wiek poprodukcyjny w kapitalizmie się nie opłaca. Za to młodość można wydoić do cna, zbić na niej kapitał i wywalić na śmietnik historii po przekroczeniu określonej bariery wiekowej. Dlatego, rób swoje, napierdalaj sztukę i idź po zwycięstwo, bo wychodzi na to, że bycie i tworzenie na scenie tańca i choreografii w wieku senioralnym, a tym bardziej z kulawą nogą, z niepolskim akcentem i pomiędzy płciami jest aktem radykalnie politycznym, ruchem oporu i bezkompromisowym ciosem, wymierzonym w sam kapitalistyczno-patriarchalny pysk.
Łukasz Wójcicki
Dla większości organizatorów konkursów, rezydencji i stypendiów, nie wspominając o zajęciach z tańca i kursach choreografii jesteś trupem nie dlatego, że masz 60+, ale dlatego, że masz 35+. No, bo jaki jest sens inwestować w zwłoki? No nie ma żadnego. W zwłokach, jeśli nawet coś tam drgnie czy podskoczy, to i tak są to raczej konwulsje i skurcze pośmiertne. Czyli choreografia bez przyszłości.
Wystarczy przejść się na dowolny spektakl taneczny, wybrać się na jakiekolwiek zajęcia z tańca – no, może oprócz tanga, prześledzić którąkolwiek rezydencję choreograficzną (z wyjątkami potwierdzającymi regułę), żeby się przekonać, że nie ma tam starych ludzi. Nie ma ich, z czego można wyciągnąć fałszywy wniosek, że taniec i choreografia nie jest dla starych ludzi. I nie mówię tu o wielkich nazwiskach, które są zapraszane do prowadzenia warsztatów, kursów i master class.
Średnia wieku osób uczestniczących to około 25 lat. Ale mimo tego taniec i choreografia JEST dla starych ludzi, sęk jednak w tym, że mało kto ich zaprasza do współpracy. Mówię o wszystkich tych osobach, które mają za sobą wspaniałą edukację artystyczną, ale zabrakło im kontaktów, obecności w odpowiednich momentach czy zwyczajnie szczęścia, by wypłynąć na szersze wody sztuki. Wiadomo, że z całej rzeszy absolwentów i absolwentek szkół tańca i choreografii niewielu uda się wskoczyć w przerębel mainstreamu. I wiadomo, że składa się na to szereg różnych zmiennych. To jest wina systemu wypychającego na margines tych, którym się „nie udało” z perspektywy potencjału produkcji i osiągnięcia sukcesu, czyli po prostu z perspektywy kapitalizmu. I na pewno już im się nie uda, bo droga z marginesu do centrum jest kręta i wyboista, więc część z nich zdąży umrzeć po drodze nie docierając do celu.
System jest tak skonstruowany, że inwestuje w setki i tysiące młodych ludzi, by ostatecznie tych, którzy dobili do 35 roku życia bez spektakularnych osiągnięć brutalnie wystawić za swoje drzwi, jak worek ze śmieciami. A przecież to właśnie dopiero po przekroczeniu magicznej bariery tego wieku okazuje się, że masz mnóstwo do powiedzenia, bo dopiero teraz ci się poukładało w głowie, bo masz zarówno wiedzę, jak i doświadczenie, którymi chcesz się dzielić. Chcesz się dalej rozwijać, ale nic z tego – sama i sam sobie zorganizuj karierę, bo w systemie nie ma miejsca dla przegranych, czyli dla ludzi bez krajowego i międzynarodowego sukcesu. Te nieszczęsne 35 lat okazują się cezurą, przed którą drżą całe pokolenia tancerek i tancerzy, tym samym nakręcając zbiorową wizję rychłej śmierci artystycznej. A przecież tak wcale nie musi być – wszystko zależy tylko od nas.
Jeszcze gorzej, jeśli nie masz tej cholernej edukacji artystycznej i na swoje nieszczęście zaczynasz robić „karierę” w tańcu i choreografii na przykład po czterdziestce czy po pięćdziesiątce. Bo dlaczego by nie? Ale nawet jeśli masz ku temu wszelkie predyspozycje – umiejętności, zapał, siłę, zdolności, wiarę w siebie, nawet trochę talentu – nawet nie istniejesz w systemie, ten co najwyżej łaskawie zarejestruje na czujnikach twoją obecność. Tyle. Jesteś jak ta guma do żucia, co się przykleiła do podeszwy – niby się załapała, ale nikt jej nie potrzebuje.
Podsumowując, jeśli jesteś w sile wieku i chcesz zacząć przygodę z tańcem i choreografią, to możesz, oczywiście możesz, ale twoje miejsce jest na marginesie. Ale to nie jedyne ograniczenia, bo jeśli mieszkasz w Polsce i masz inny niż biały kolor skóry, urodziłeś się za wschodnią granicą, masz niejednoznaczną tożsamość psychoseksualną albo masz niepełnosprawności to w ramach praktyki ruchowej możesz co najwyżej wykopać sobie grób. Fala młodości zmyje cię z brzegu, ale nie żeby zakręcić ci loka z piany i wzbić się z tobą pod niebo, nie. Zmyje cię, żeby wypluć na plaży razem ze śmieciami ze Szwecji.
Zapomnij o dofinansowaniu swojej geriatrycznej sztuki 35+. Trupów nikt nie dotuje. Dlaczego? Bo wiek poprodukcyjny w kapitalizmie się nie opłaca. Za to młodość można wydoić do cna, zbić na niej kapitał i wywalić na śmietnik historii po przekroczeniu określonej bariery wiekowej. Dlatego, rób swoje, napierdalaj sztukę i idź po zwycięstwo, bo wychodzi na to, że bycie i tworzenie na scenie tańca i choreografii w wieku senioralnym, a tym bardziej z kulawą nogą, z niepolskim akcentem i pomiędzy płciami jest aktem radykalnie politycznym, ruchem oporu i bezkompromisowym ciosem, wymierzonym w sam kapitalistyczno-patriarchalny pysk.
Łukasz Wójcicki
Dowiedz się więcej
Łukasz Wójcicki – performer, tancerz, choreograf, aktywista i animator kontrkultury. Absolwent i stażysta Akademii Praktyk Teatralnych „Gardzienice” (2001–2003), dwuletniego (2019–2020) kursu choreografii eksperymentalnej „Choreografia w Centrum” prowadzonej przez kolektyw Centrum w Ruchu i Fundację Burdąg i Szkoły Dramaturgów Społecznych (2020) fundacji Strefa WolnoSłowa i Teatru Powszechnego w Warszawie.
Od 2016 roku Łukasz Wójcicki na stałe współpracuje z fundacją Strefa WolnoSłowa jako aktor, tancerz i choreograf. W Strefie WolnoSłowej organizuje wydarzenia, pracuje nad choreografią, a od 2018 roku prowadzi także Międzypokoleniowy Chór Ruchowy w Stole Powszechnym.
Od 2016 roku Łukasz Wójcicki na stałe współpracuje z fundacją Strefa WolnoSłowa jako aktor, tancerz i choreograf. W Strefie WolnoSłowej organizuje wydarzenia, pracuje nad choreografią, a od 2018 roku prowadzi także Międzypokoleniowy Chór Ruchowy w Stole Powszechnym.