W przedostatnim dniu letniej edycji 17. Festiwalu Tańca Zawirowania – 25 lipca 2021 roku – miałam możliwość ponownego obejrzenia „Symetrii” w choreografii Michała Przybyły, w wykonaniu Danieli Komędery-Miśkiewicz i Dominika Więcka. Oglądałam filmowy zapis tego przedstawienia udostępniony widzom internetowym w grudniu 2020 roku – idąc do teatru byłam więc ciekawa, czy twórcy przez ten rok zmienili swój performance, ale nade wszystko intrygowało mnie to na ile występ na żywo wpłynie na mój odbiór.
Oglądany w ubiegłym roku zapis spektaklu był z konieczności wybiórczy, niepełny. To kamerzysta, skupiający się to na jednej, to na drugiej postaci, narzucał własną wizję, gubiąc to, co chciał nam przekazać choreograf, Michał Przybyła. Tym razem wielkość sceny i bliskość widzów pozwoliła na kompletny obraz „Symetrii”.
Co ciekawe, zupełnie inaczej niż rok temu odebrałam początkową część spektaklu. Punktowo oświetlone postaci, rudowłose, w identycznych strojach, nie były jednak symetryczne ani identyczne i nie stanowiły zarazem zespołu. Każde ciało pracowało w swoim tempie, nawet po zamianie miejscami, gdy widzowie mogli się upewnić, że jedno ciało jest męskie, a drugie żeńskie, nadal były to byty odrębne. Ruchy Danieli Komędery-Miśkiewicz były powolne, czuło się wysiłek, trud opanowania własnego ciała, poznawanie zakresu stawów i możliwości mięśni. Dominik Więcek poruszał się zdecydowanie szybciej, energicznie, jednak ruchy, także sprawdzające możliwości posiadanego ciała, były nieskoordynowane, chaotyczne, na pograniczu histerii.
Oglądając spektakl na żywo miałam skojarzenie z teatrem lalek. Ciała tancerzy zachowywały się jak poruszane przez niewidocznego animatora marionetki na sznurkach. Skojarzenie to utrwalało się z każdą kolejną chwilą przedstawienia. Czyż przekazywanie sobie wzajemnie oddechu nie przypomina marzenia Pinokia, żeby stać się prawdziwym chłopcem? Komędera-Miśkiewicz i Więcek odkrywają swoją obecność, poznają dotykiem dłoni swoje twarze, dzielą się oddechem jak gdyby chcieli się stać prawdziwymi ludźmi, ale nadal podlegają niewidzialnemu animatorowi, który usiłuje zsynchronizować obie lalki, jak podwójne wahadło w jeden rytmiczny zespół ciał.
Przez chwilę wydaje się, że stworzona kobieta i mężczyzna stają się prawdziwi, zyskują wolną wolę, a ich twarze zaczynają wyrażać emocje, jednak nagle okazuje się, że to nie jest kobieta i mężczyzna, tylko dwie przyjaciółki, piszczące i szepczące sobie do ucha tajemnice, chichoczące nastolatki, uciekające w końcu ze sceny za kotarę. I gdy wydaje się, że wyrwały się z rąk siły wyższej, zerwały sznurki – wracają na scenę z krzesłami na wyimaginowaną konferencję prasową. Ich odpowiedzi na nieistniejące pytania, prawie idealnie zsynchronizowane w sposób, który nie przywodzi na myśl symetrii, lecz mechaniczne nakręcenie lalek. Ich skupienie na sobie, martwe twarze, puste spojrzenia, gdy przypominają sobie o istnieniu publiczności są parodią, pastiszem, mającym na celu pokazanie, że jeśli tak bardzo staramy się dostosować (symetrycznie?) do innych, tracimy własną osobowość, jesteśmy niczym pływaczki synchroniczne.
Co jednak dobre i właściwe w sporcie – nie powinno być przenoszone do życia. Symetria ich relacji jest sztuczna, nieprawdziwa, obnaża brak odrębnych osobowości. Porażający jest ich „taniec”, w którym muszą sobie liczyć czas, żeby zsynchronizować kolejne kroki. Sztuczne, jak większość świata celebrytów, jak sztuczność instagramowych influencerów czy choćby konkursów tanecznych dla amatorów. A może wszyscy jesteśmy marionetkami, a ktoś pociąga nad nami sznurki, które kierują nas w kierunku pożądanym przez różnej maści władców politycznych, ekonomicznych, religijnych, obyczajowych?
Moje skojarzenie z lalkami teatralnymi pogłębiło się, gdy ostre dźwięki stały się sygnałem do zamierania performerów. W końcu jak dwie szmaciane laleczki tracą sztywność, tracą ruch, opadają z krzeseł na scenę zupełnie bezwolnie. Jak to lalki…
I na samym końcu wstrząsająca, ale optymistyczna scena: „umierający” splatają swoje dłonie w jakże ludzkim geście, budząc tym spleceniem nadzieję, że jeśli uda nam się wyrwać spod jarzma, możemy być żywi, prawdziwi, czujący, emocjonalni i samodzielni.
Elżbieta Bisch, Brygada Tańca 2021
PS. W spektaklu wykorzystano motyw pochodzący z muzyki ludowej. Wybór, jak przyznali twórcy spektaklu, dokonany był z powodu ciekawej aranżacji, potrzebnego w przedstawieniu rytmu. Zapewne niewielu widzów teatralnych usłyszy ten motyw w sposób uruchamiający ich pamięć muzyczną – ale artyści zawsze jednak powinni sprawdzać źródło, żeby nie okazało się, że pierwowzór nie pasuje do przedstawienia.
Recenzja napisana w ramach projektu Brygada Tańca, organizowanego przez Centrum Teatru i Tańca z partnerstwem Strony Tańca.
„Symetria” Michał Przybyła, choreografia: Michał Przybyła, taniec: Daniela Komędera-Miśkiewicz i Dominik Więcek, muzyka: Michał Strugarek, premiera: 16.09.2020, Służewski Dom Kultury, spektakl powstał w ramach programu rezydencyjnego „StartUp – Scena dla młodych” Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, pokaz w ramach: 17. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania, Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, 25.07.2021
Oglądany w ubiegłym roku zapis spektaklu był z konieczności wybiórczy, niepełny. To kamerzysta, skupiający się to na jednej, to na drugiej postaci, narzucał własną wizję, gubiąc to, co chciał nam przekazać choreograf, Michał Przybyła. Tym razem wielkość sceny i bliskość widzów pozwoliła na kompletny obraz „Symetrii”.
Co ciekawe, zupełnie inaczej niż rok temu odebrałam początkową część spektaklu. Punktowo oświetlone postaci, rudowłose, w identycznych strojach, nie były jednak symetryczne ani identyczne i nie stanowiły zarazem zespołu. Każde ciało pracowało w swoim tempie, nawet po zamianie miejscami, gdy widzowie mogli się upewnić, że jedno ciało jest męskie, a drugie żeńskie, nadal były to byty odrębne. Ruchy Danieli Komędery-Miśkiewicz były powolne, czuło się wysiłek, trud opanowania własnego ciała, poznawanie zakresu stawów i możliwości mięśni. Dominik Więcek poruszał się zdecydowanie szybciej, energicznie, jednak ruchy, także sprawdzające możliwości posiadanego ciała, były nieskoordynowane, chaotyczne, na pograniczu histerii.
Oglądając spektakl na żywo miałam skojarzenie z teatrem lalek. Ciała tancerzy zachowywały się jak poruszane przez niewidocznego animatora marionetki na sznurkach. Skojarzenie to utrwalało się z każdą kolejną chwilą przedstawienia. Czyż przekazywanie sobie wzajemnie oddechu nie przypomina marzenia Pinokia, żeby stać się prawdziwym chłopcem? Komędera-Miśkiewicz i Więcek odkrywają swoją obecność, poznają dotykiem dłoni swoje twarze, dzielą się oddechem jak gdyby chcieli się stać prawdziwymi ludźmi, ale nadal podlegają niewidzialnemu animatorowi, który usiłuje zsynchronizować obie lalki, jak podwójne wahadło w jeden rytmiczny zespół ciał.
Przez chwilę wydaje się, że stworzona kobieta i mężczyzna stają się prawdziwi, zyskują wolną wolę, a ich twarze zaczynają wyrażać emocje, jednak nagle okazuje się, że to nie jest kobieta i mężczyzna, tylko dwie przyjaciółki, piszczące i szepczące sobie do ucha tajemnice, chichoczące nastolatki, uciekające w końcu ze sceny za kotarę. I gdy wydaje się, że wyrwały się z rąk siły wyższej, zerwały sznurki – wracają na scenę z krzesłami na wyimaginowaną konferencję prasową. Ich odpowiedzi na nieistniejące pytania, prawie idealnie zsynchronizowane w sposób, który nie przywodzi na myśl symetrii, lecz mechaniczne nakręcenie lalek. Ich skupienie na sobie, martwe twarze, puste spojrzenia, gdy przypominają sobie o istnieniu publiczności są parodią, pastiszem, mającym na celu pokazanie, że jeśli tak bardzo staramy się dostosować (symetrycznie?) do innych, tracimy własną osobowość, jesteśmy niczym pływaczki synchroniczne.
Co jednak dobre i właściwe w sporcie – nie powinno być przenoszone do życia. Symetria ich relacji jest sztuczna, nieprawdziwa, obnaża brak odrębnych osobowości. Porażający jest ich „taniec”, w którym muszą sobie liczyć czas, żeby zsynchronizować kolejne kroki. Sztuczne, jak większość świata celebrytów, jak sztuczność instagramowych influencerów czy choćby konkursów tanecznych dla amatorów. A może wszyscy jesteśmy marionetkami, a ktoś pociąga nad nami sznurki, które kierują nas w kierunku pożądanym przez różnej maści władców politycznych, ekonomicznych, religijnych, obyczajowych?
Moje skojarzenie z lalkami teatralnymi pogłębiło się, gdy ostre dźwięki stały się sygnałem do zamierania performerów. W końcu jak dwie szmaciane laleczki tracą sztywność, tracą ruch, opadają z krzeseł na scenę zupełnie bezwolnie. Jak to lalki…
I na samym końcu wstrząsająca, ale optymistyczna scena: „umierający” splatają swoje dłonie w jakże ludzkim geście, budząc tym spleceniem nadzieję, że jeśli uda nam się wyrwać spod jarzma, możemy być żywi, prawdziwi, czujący, emocjonalni i samodzielni.
Elżbieta Bisch, Brygada Tańca 2021
PS. W spektaklu wykorzystano motyw pochodzący z muzyki ludowej. Wybór, jak przyznali twórcy spektaklu, dokonany był z powodu ciekawej aranżacji, potrzebnego w przedstawieniu rytmu. Zapewne niewielu widzów teatralnych usłyszy ten motyw w sposób uruchamiający ich pamięć muzyczną – ale artyści zawsze jednak powinni sprawdzać źródło, żeby nie okazało się, że pierwowzór nie pasuje do przedstawienia.
Recenzja napisana w ramach projektu Brygada Tańca, organizowanego przez Centrum Teatru i Tańca z partnerstwem Strony Tańca.
„Symetria” Michał Przybyła, choreografia: Michał Przybyła, taniec: Daniela Komędera-Miśkiewicz i Dominik Więcek, muzyka: Michał Strugarek, premiera: 16.09.2020, Służewski Dom Kultury, spektakl powstał w ramach programu rezydencyjnego „StartUp – Scena dla młodych” Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, pokaz w ramach: 17. Międzynarodowy Festiwal Tańca Zawirowania, Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, 25.07.2021