29 maja 2021 r. premierą spektaklu „Śmierć i Ofelia” rozpoczął się nowy rozdział Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, który zainaugurował tym pokazem działanie swojego nowego lokalu przy ul. Bruna 9. Na terenach przy SGGW w nowym, kameralnym teatrze widzowie obejrzeli taneczną opowieść o melancholii w choreografii Michała Przybyły i w wykonaniu duetu Elwira Piorun – Karolina Kroczak.
Temat wybrany przez Przybyłę dobrze wpisuje się w aktualny czas, czas próby powrotu do zwykłego, normalnego funkcjonowania, jakie znaliśmy przed pandemią koronawirusa SARS-CoV-2. I odpowiada na pytanie, czy w euforii poluzowania obostrzeń sanitarnych, wiary w skuteczność szczepień przeciwko COVID-19 wobec nowych mutacji patogenu, potrafimy się odnaleźć i… żyć. Melancholia, chandra, czy sięgając głębiej stan depresyjny, to przecież stan bezruchu, zatopienia się we własnym przeżyciu, doświadczeniu trwającym poza kontaktem z otaczającym nas światem. „Nasycony stan melancholii nie pozostawia w sobie miejsca na poczucie braku, straty, wyobcowania czy tęsknoty. Jest raczej mechanizmem wspomnienia mnożącym kolejne obrazy tych uczuć, jest „rozpamiętywaniem” w świecie, który nie przestaje się przeobrażać i w którym przemiany zachodzą szybciej, niż w ludzkim ciele” – pisali przed premierą twórcy.
I taki też jest spektakl „Śmierć i Ofelia”. Niejednoznaczny, ustawiony na kontrastach charakterologicznych tancerek, pierwszej i drugiej młodości, różnej budowy ciał oraz ograniczeń, jakim podlegają. Kto zna te artystki, ten odczyta tę choreografię lepiej, pełniej i głębiej, bo wiedza o ich ciałach, chorobach, utrudnieniach przyniesie dodatkowe wymiary tej pracy. Co ciekawe, mimo że tematem tej choreografii jest zajrzenie w głąb umysłu, w odkryciu się emocjonalnym i ujawnieniu swoich lęków, zarzutów, wyrzutów czy emocji, do ujawnienia których trzeba niemało odwagi to ten spektakl na wskroś cielesny. Kroczak i Piorun mówią do siebie – wierszem, prozą i na piśmie, ale to kompozycja ich postaci na scenie, ich wzajemnej współpracy czy nawet solowego ruchu pokazuje nam nietypowy dialog, jaki ze sobą prowadzą.
W „Śmierci i Ofelii” wiele jest spokojnych momentów, chwil zamrożenia, jakiejś kontemplacji przestrzeni (świata?), co można odczytać w najprostszy sposób, że przemijanie i piękno w ogóle spieszyć się nie muszą, po prostu są, w swoim czasie, w swoim rytmie, nieuchronnie na siebie wpływając – i wcale nie będzie to pójściem na łatwiznę. Nie będzie, bo mamy być świadkami zachodzącego powoli procesu, mamy spróbować zobaczyć zmianę w czasie, jaki jest nam dany. Nie tylko w teatrze, ale także w okresie tzw. pełzającej epidemii.
Czy ogarnie nas świadomość niespełnionych pragnień, życzeń, których nikt nie spełni, przeciekania nam życia przez palce czy nawet rozpacz niemocy – zależy tylko od nas samych, od odwagi zajrzenia w przestrzeń nienazwaną, kryjącą się między działaniem a ucieczką. Udaną alegorią tego miejsca jest, w sumie humorystyczna, scena, w której słyszymy prośby, wyrzuty, żale kierowane od starszej bohaterki (Piorun) do młodszej (Kroczak) – jedna zabiega o uwagę, druga ją ignoruje. A Michałowi Przybyle jak w soczewce udało się pokazać w tym fragmencie osobowość ekstrawertyczną spotykającą się z osobowością introwertyczną, dwa byty, które chcą, ale nie są w stanie w sposób kompromisowy wyobrazić sobie i dostosować się do wzajemnych – skrajnych – potrzeb.
To historia o poszukiwaniu, przemijaniu, wiecznej niepewności i tak naprawdę o pojednaniu. Pojednaniu z czasem, drugim człowiekiem oraz z samym sobą, opowiedziana nam w różnych sceneriach przywołujących na myśl, szkołę, plażę czy ustabilizowane, dorosłe życie, w którym zakłada się elegancki strój, by lśnić z naręczem kwiatów na rękach w blasku pozorów. I nawet kwiaty, które służą tutaj za rekwizyt, mają swoją ważną rolę – w teatrze są iluzją, barwnym symbolem, ale w życiu – przecież szybko przeminą, zgniją i staną się pożywką dla następnych pokoleń.
Ciekawa praca. Ciekawa generalnie, ale jeszcze jest przy tym premierowym pokazie wartość dodana, którą wytworzył kontekst zewnętrzny. Czyli: jak została zatańczona (zarówno Kroczak, jak i Piorun sprawdziły się na scenie więcej niż dobrze), kiedy została wykonana (w chwili wybuchu nadziei na koniec [?] pandemii) oraz to, że to właśnie ją wybrano na jednoczesne pożegnanie starej i otwarcie nowej sceny.
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Śmierć i Ofelia”, choreografia: Michał Przybyła, taniec; Karolina Kroczak, Elwira Piorun, muzyka: Przemek Degórski, wideo: Mateusz Uszy Knop, grafika: Katarzyna Zakrzewska, czas trwania: 60 minut, premiera: 29.05.2021, wieczór inauguracyjny Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, Centrum Teatru i Tańca w Warszawie (ul. Bruna 9), pokaz: 29.05.2021
Temat wybrany przez Przybyłę dobrze wpisuje się w aktualny czas, czas próby powrotu do zwykłego, normalnego funkcjonowania, jakie znaliśmy przed pandemią koronawirusa SARS-CoV-2. I odpowiada na pytanie, czy w euforii poluzowania obostrzeń sanitarnych, wiary w skuteczność szczepień przeciwko COVID-19 wobec nowych mutacji patogenu, potrafimy się odnaleźć i… żyć. Melancholia, chandra, czy sięgając głębiej stan depresyjny, to przecież stan bezruchu, zatopienia się we własnym przeżyciu, doświadczeniu trwającym poza kontaktem z otaczającym nas światem. „Nasycony stan melancholii nie pozostawia w sobie miejsca na poczucie braku, straty, wyobcowania czy tęsknoty. Jest raczej mechanizmem wspomnienia mnożącym kolejne obrazy tych uczuć, jest „rozpamiętywaniem” w świecie, który nie przestaje się przeobrażać i w którym przemiany zachodzą szybciej, niż w ludzkim ciele” – pisali przed premierą twórcy.
I taki też jest spektakl „Śmierć i Ofelia”. Niejednoznaczny, ustawiony na kontrastach charakterologicznych tancerek, pierwszej i drugiej młodości, różnej budowy ciał oraz ograniczeń, jakim podlegają. Kto zna te artystki, ten odczyta tę choreografię lepiej, pełniej i głębiej, bo wiedza o ich ciałach, chorobach, utrudnieniach przyniesie dodatkowe wymiary tej pracy. Co ciekawe, mimo że tematem tej choreografii jest zajrzenie w głąb umysłu, w odkryciu się emocjonalnym i ujawnieniu swoich lęków, zarzutów, wyrzutów czy emocji, do ujawnienia których trzeba niemało odwagi to ten spektakl na wskroś cielesny. Kroczak i Piorun mówią do siebie – wierszem, prozą i na piśmie, ale to kompozycja ich postaci na scenie, ich wzajemnej współpracy czy nawet solowego ruchu pokazuje nam nietypowy dialog, jaki ze sobą prowadzą.
W „Śmierci i Ofelii” wiele jest spokojnych momentów, chwil zamrożenia, jakiejś kontemplacji przestrzeni (świata?), co można odczytać w najprostszy sposób, że przemijanie i piękno w ogóle spieszyć się nie muszą, po prostu są, w swoim czasie, w swoim rytmie, nieuchronnie na siebie wpływając – i wcale nie będzie to pójściem na łatwiznę. Nie będzie, bo mamy być świadkami zachodzącego powoli procesu, mamy spróbować zobaczyć zmianę w czasie, jaki jest nam dany. Nie tylko w teatrze, ale także w okresie tzw. pełzającej epidemii.
Czy ogarnie nas świadomość niespełnionych pragnień, życzeń, których nikt nie spełni, przeciekania nam życia przez palce czy nawet rozpacz niemocy – zależy tylko od nas samych, od odwagi zajrzenia w przestrzeń nienazwaną, kryjącą się między działaniem a ucieczką. Udaną alegorią tego miejsca jest, w sumie humorystyczna, scena, w której słyszymy prośby, wyrzuty, żale kierowane od starszej bohaterki (Piorun) do młodszej (Kroczak) – jedna zabiega o uwagę, druga ją ignoruje. A Michałowi Przybyle jak w soczewce udało się pokazać w tym fragmencie osobowość ekstrawertyczną spotykającą się z osobowością introwertyczną, dwa byty, które chcą, ale nie są w stanie w sposób kompromisowy wyobrazić sobie i dostosować się do wzajemnych – skrajnych – potrzeb.
To historia o poszukiwaniu, przemijaniu, wiecznej niepewności i tak naprawdę o pojednaniu. Pojednaniu z czasem, drugim człowiekiem oraz z samym sobą, opowiedziana nam w różnych sceneriach przywołujących na myśl, szkołę, plażę czy ustabilizowane, dorosłe życie, w którym zakłada się elegancki strój, by lśnić z naręczem kwiatów na rękach w blasku pozorów. I nawet kwiaty, które służą tutaj za rekwizyt, mają swoją ważną rolę – w teatrze są iluzją, barwnym symbolem, ale w życiu – przecież szybko przeminą, zgniją i staną się pożywką dla następnych pokoleń.
Ciekawa praca. Ciekawa generalnie, ale jeszcze jest przy tym premierowym pokazie wartość dodana, którą wytworzył kontekst zewnętrzny. Czyli: jak została zatańczona (zarówno Kroczak, jak i Piorun sprawdziły się na scenie więcej niż dobrze), kiedy została wykonana (w chwili wybuchu nadziei na koniec [?] pandemii) oraz to, że to właśnie ją wybrano na jednoczesne pożegnanie starej i otwarcie nowej sceny.
Sandra Wilk, Strona Tańca
„Śmierć i Ofelia”, choreografia: Michał Przybyła, taniec; Karolina Kroczak, Elwira Piorun, muzyka: Przemek Degórski, wideo: Mateusz Uszy Knop, grafika: Katarzyna Zakrzewska, czas trwania: 60 minut, premiera: 29.05.2021, wieczór inauguracyjny Centrum Teatru i Tańca w Warszawie, Centrum Teatru i Tańca w Warszawie (ul. Bruna 9), pokaz: 29.05.2021